​Szczątki 92 osób odnaleziono w rowie przeciwlotniczym na terenie byłego, niemieckiego obozu koncentracyjnego, a obecnie muzeum w Gross Rosen na Dolnym Śląsku. Poszukiwania śledczy i archeologowie Instytutu Pamięci Narodowej rozpoczęli jesienią ubiegłego roku po odnalezieniu relacji belgijskiego lekarza, byłego więźnia obozu z czasów II wojny światowej. Wskazał on miejsce, w którym przed ewakuacją obozu pod koniec wojny mieli być zakopani więźniowie niezdolni do transportu. W kwietniu przeprowadzono drugi etap prac, który właśnie został podsumowany.

Na masowy grób na terenie obecnego muzeum trafiono w czasie zaplanowanych prac konserwatorskich, w których ze względu na zeznania byłego więźnia obozu wzięli udział pracownicy Instytutu Pamięci Narodowej.

Belgijski lekarz był więźniem obozu i świadkiem jego ewakuacji. W swoich zeznaniach wspomina o więźniach, którzy ze względu na chorobę lub brak sił nie mogli być ewakuowani i zostali pozostawieni w znajdującym się na terenie obozu rowie. Mężczyzna uważał, że mogło tam być pochowanych nawet 300 osób. Część w czasie zakopywania mogła jeszcze żyć.

Więźniowie byli chowani warstwami

Na pierwszym etapie prac śledczy trafili na szczątki kilkunastu osób. Ostatecznie znaleziono szczątki dziewięćdziesięciu dwóch osób. Okazało się, że więźniowie byli chowani warstwami.

To było miejsce ukrycia dowodów zbrodni. Ludzi, którzy zostali w bestialski sposób zostawieni w tym miejscu. Wojska Armii Czerwonej, które wkraczały akurat na te tereny miały po prostu tych ludzi nie znaleźć. Nie dowiedzieć się o tym, czym było to miejsce, więc to było miejsce ukrycia, ukrycia po prostu tych osób, które nie było zdolne opuścić obozu lub straciły życie w ostatnich dniach przed ewakuacją - mówi dr Katarzyna Pawlak-Weiss, zastępca dyrektora wrocławskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.

Rów został sprawdzony na całej długości. Śledczy są pewni, że na tym odcinku nie ma już kolejnych zwłok.

W czasie prac zabezpieczono kilkaset artefaktów

To między innymi proszek i puszki, które mogły by wskazywać, że w tym miejscu ukryty był Cyklon B. Ostatecznie nie udało się jednak tego potwierdzić. Znaleziono także pojedyncze guziki, łyżki czy termometr.

Zebrany materiał poddany zostanie konserwacji i identyfikacji. Odnalezione szczątki ludzkie zostaną zbadane przez specjalistów w Zakładu Medycyny Sądowej. Szanse na identyfikacje są, ale jest to proces bardzo długi i skomplikowany. W grę wchodzi identyfikacja za pomocą DNA. Instytut musi mieć jednak materiał porównawczy, stąd apel do rodzin osób, których bliscy mogli znajdować się w obozie o kontakt z wrocławskim oddziałem IPNu.

(ł)