Wszystkich 433 przybyszów z Afganistanu, Pakistanu i Sri Lanki, którzy od ponad tygodnia błąkali się po morzu między Indonezją a Australią, przesiadło się już z norweskiego frachtowca Tampa na transportowiec australijskich sił zbrojnych Manoora. Teraz Manoora popłynie w tygodniowy rejs do Port Moresby, w Papui Nowej Gwinei.

"Z radością stwierdzam, że wdrożyliśmy już program, który ostatnio udało nam się opracować. Mam nadzieję, że będzie to najlepsze rozwiązanie tej trudnej kwestii" - zapewnia premier Australii John Howard. Czy aby na pewno? W zapewnienia szefa rządu nie wierzy William Maley, rzecznik do spraw uchodźców w Australii: "Myślę, że to, co się stało, to całkowita, niczym nie usprawiedliwiona katastrofa" - twierdzi William Maley. Jego zdaniem odesłanie imigrantów nie załatwia sprawy. Sąd federalny w Melbourne ciągle nie wydał jeszcze orzeczenia, czy australijskie władze miały prawo odmówić imigrantom prawa do wylądowania w tym kraju. Wyrok w tej sprawie zapadnie dopiero za kilka dni. Jeśli decyzja rządu zostanie podważona, Manoora może zostać zawrócona z drogi i wrócić do Australii. Jednak władze z pewnością zaskarżą ten wyrok. Sami imigranci cieszą się, że po 8 dniach koczowania na Tampie wreszcie nastąpił jakiś postęp. Choć mogą nie trafić do Australii - ich Ziemi Obiecanej - to za parę dni zejdą wreszcie na jakiś stały ląd.

17:50