Włochy i Węgry to kolejne kraje po Niemczech i Francji, które wprowadziły płacę minimalną dla pracowników zagranicznych firm. "To kolejny cios w naszą branżę i zasady funkcjonowania Unii Europejskiej" - protestują transportowcy.

Stawka minimalna we Włoszech to około 10 euro, a na Węgrzech w przeliczeniu ok. 10 złotych. Nie chodzi tu jednak o wyższe stawki, które trzeba wypłacać kierowcom, bo tu różnice są stosunkowo niewielkie - kierowcy przebywają bowiem na terenie innego kraju zazwyczaj kilkanaście godzin. Problem pojawia się, gdy trzeba te stawki wyliczyć - polskie firmy nie mają jasnych instrukcji, jak to robić, i do których dokładnie przepisów się stosować, a każdy ewentualny błąd może transportowców słono kosztować. W przypadku kontroli np. we Włoszech kara może wynosić nawet 6 tysięcy euro.

Skutkiem takiej sytuacji może być powtórka sprzed miesiąca, kiedy obowiązkową płacę minimalną dla pracowników zagranicznych firm wprowadzili Francuzi. Jesteśmy w kropce - mówi w rozmowie z RMF FM Jan Buczek ze Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych. Wielu przewoźników zrezygnowało z wykonywania przewozów do Francji, to samo będzie miało miejsce na innych kierunkach, na przykład kierunku włoskim - przewiduje.

Według Buczka to jawna próba wykluczenia transportowców z niektórych zagranicznych rynków i zastąpienia ich lokalnymi przewoźnikami. Polskie firmy będą rezygnować z kursów w tych kierunkach ze względu na duże ryzyko, ale także koszty związane z koniecznością wynajmowania specjalistycznych firm rozliczających stawki oraz posiadania przedstawicieli w docelowych krajach.

Dla polskich transportowców szczególnie ważne są Włochy - zajmują czwartą pozycję wśród partnerów handlowych Polski - w zeszłym roku eksportowaliśmy tam towary o wartości 33 mld złotych. Jeśli chodzi o Węgry - wartość polskiego eksportu do tego kraju w 2015 roku wyniosła około 20 mld złotych.

(abs)