Chwile grozy przeżyli pasażerowie pociągu, który dziś nie zatrzymał się na dworcu w Gliwicach. Skład stanął dopiero 70 metrów za peronem. To ten sam typ pociągu, który kilka dni temu miał wypadek w Warszawie.

Pociąg planowo miał się zjawić na stacji w Gliwicach o 7.12, ale zamiast na peronie zatrzymał się kilkadziesiąt metrów za nim. Gdy tylko skład stanął, zdezorientowani i zaniepokojeni pasażerowie pobiegli do ostatnich drzwi w pociągu, zerwali plombę bezpieczeństwa i wyszli na zewnątrz. Na szczęście, nikomu nic się nie stało.

Pierwotnie mówiono, że pociąg nie zatrzymał się na peronie, bo mogły zawieść hamulce. Jednak okazało się, że były sprawne. Przebadano je dokładnie, kiedy pociąg należący do Kolei Śląskich ściągnięto do bazy. Działały bez zarzutu. Awarii nie wykazały też rejestratory prędkości. Dlatego teraz specjaliści biorą pod uwagę ewentualny błąd maszynisty. Szczegóły mają być znane jutro. Wiadomo, że maszynista pociągu był trzeźwy. Skład, który dziś nie zatrzymał się w porę, to Elf - ten sam typ pociągu, który kilka dni temu miał wypadek pod Warszawą.

To nie jedyny dziś taki przypadek w województwie śląskim. W Poraju nie zatrzymał się prawidłowo pociąg należący do Przewozów Regionalnych. Błąd najprawdopodobniej popełnił maszynista, który za późno rozpoczął hamowanie. Pociąg relacji Łódź-Przemyśl zatrzymał się kilkadziesiąt metrów za peronem. Co ważne skład nie przejechał za czerwone światło. Nikomu nic się nie stało. Maszynista cofnął skład, pasażerowie wsiedli i wysiedli a pociąg z czterominutowym opóźnieniem ruszył dalej.

Na polskich torach coraz mniej bezpiecznie?

To niestety już kolejne niebezpieczne zajście, do którego w ostatnim czasie doszło na polskich torach. W niedzielę pisaliśmy o wypadku w Ostrowie Wielkopolskim, w wyniku którego zostały ranne cztery osoby. Wówczas na tył składu pasażerskiego gotowego do odjazdu do Wrocławia najechał pociąg towarowy. Ustalono, że towarowy nie zatrzymał się na czerwonym świetle na semaforze.

Z kolei w minioną środę w czołowym zderzeniu pociągów w stolicy ranne zostały dwie osoby. Przy stacji Warszawa Zoo, obok ronda Starzyńskiego, wpadły na siebie składy Kolei Mazowieckich i SKM. Skutki zdarzenia mogły być znacznie poważniejsze, bo w pociągach jechało kilkuset osób. Wszystko dzięki temu, że składy jechały z niewielką prędkością. Jeden z pociągów dopiero ruszał ze stacji, drugi zaczął hamować.

Do najtragiczniejszego wypadku kolejowego doszło 3 marca w Szczekocinach. Zginęło wówczas 16 osób, a 57 zostało rannych. Prokuratura podjęła decyzję o postawieniu zarzutu nieumyślnego spowodowania katastrofy kolejowej dyżurnemu ruchu ze Starzyn. Po wypadku zatrzymano też dyżurną ruchu z posterunku w Sprowie, ale po przesłuchaniu kobieta została zwolniona bez postawienia zarzutów.

W następnych tygodniach co najmniej dwa razy o mały włos udało się uniknąć tragedii dzięki przytomności maszynistów. 18 kwietnia ruch pociągów na linii Warszawa-Katowice przez Częstochowę był wstrzymany przez cztery godziny. Tory zablokował pociąg towarowy PKP Cargo, którego maszynista odmówił wjechania na jeden z rozjazdów. Jak twierdził, nie ufał temu, co pokazywał semafor.

Pięć dni później na złym torze znalazł się następny pociąg, tym razem osobowy. Do zdarzenia doszło na stacji Opole Zachodnie. Nikomu nic się nie stało, bo maszynista w porę zorientował się w sytuacji.