Szóstego marca na dwie godziny mają stanąć wszystkie polskie pociągi. Nie ma porozumienia płacowego między pracownikami a dyrekcją kolei. Związkowcy domagają 500 złotych podwyżki. Przedstawiciele pracodawców twierdzą, że strajk będzie nielegalny i narazi przewoźnika na duże straty finansowe.

Strony niby ze sobą rozmawiają, ale problem tkwi w tym, że robią to wzajemnie siebie nie słuchając. Pracownicy mówią: są pieniądze na podwyżki, które nam się należą. Pracodawcy odpowiadają: pieniądze, których domagają się związki zawodowe spowodują katastrofę na polskiej kolei.

Spowodowałyby straty w trzech podstawowych spółkach grupy PKP w skali roku, rzędu jednego miliarda złotych – mówi Krzysztof Mamiński, przewodniczący związku pracodawców kolejowych.

Szef kolejowych związków zawodowych Leszek Miętek odpowiada: To bzdura i mobbing. Od września zeszłego roku nie było żadnych merytorycznych rozmów. Szereg uszczypliwości, straszenia różnymi sprawami liderów związkowych. Tak kółko się zmyka. Szansa na to, że pociągi 6 marca rano ruszą w trasę jest niewielka.