Co jest w teczce tajnej współpracowniczki SB o pseudonimie „Beata”? Zyta Gilowska ma zapoznać się dziś z dokumentami, które są podstawą wniosku Rzecznika Interesu Publicznego o uznanie byłej wicepremier za kłamcę lustracyjnego.

Gilowska zapewnia, że nie była „Beatą”. Co więcej, twierdzi, że od dłuższego czasu jest szantażowana przez „lustratorów”: tych urzędowych i tych partyjnych.

Przedwczoraj "Dziennik" ujawnił treść prywatnej rozmowy Janusza Palikota, lubelskiego lidera Platformy Obywatelskiej, ze stycznia tego roku. "Dziennik" donosi, że rozmowa została nagrana bez wiedzy Palikota przez jednego z działaczy PO.

Dotarliśmy do tego nagrania. Jego jakość jest fatalna, bo dokonano go prawdopodobnie przy pomocy telefonu komórkowego. Jak twierdzi "Dziennik", z tej rozmowy wynika, że Palikot już w styczniu mówił o szykowanej akcji lustracyjnej przeciwko Zycie Gilowskiej. I znał jej rzekomy pseudonim.

Skąd czerpał te wiedzę lider PO, zanim została ujawniona szerokiej opinii publicznej? Palikot twierdzi, że z prasy, a tych którzy dokonali nagrania rozmowy, oskarża: Żenujące jest to, że byli współpracownicy prof. Zyty Gilowskiej, w prywatnej rozmowie w moim domu, nagrywają na taśmę to, co ja rozmawiam. Przypomina to metody z lat 50., metody stalinowskie. Pytanie jest takie: kto tych ludzi przysłał? Czy przypadkiem nie są oni pracownikami służb specjalnych? Dlaczego oni nagrali, przecież normalny człowiek nie nagrywa rozmowy w prywatnym domu – mówi polityk.

Zapytaliśmy byłego lubelskiego wiceszefa PO, Ireneusza Bryzka, o to nagranie i o zarzuty Janusza Palikota:

Jak się dowiadujemy, Ireneusz Bryzek będzie jednym ze świadków Zyty Gilowskiej w sprawie domniemanego szantażu lustracyjnego. Jeszcze dziś przed południem ma zeznawać w prokuraturze w Gdańsku. Ma nadzieje, że jego zeznania pomogą oczyścić z zarzutów Zytę Gilowską.