Po ponad roku zamieszania Sejmowi udało się wybrać prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Leon Kieres, senator z Wrocławia związany z AWS zdobył w końcu wymagane poparcie trzech piątych posłów.

Parlamentarzyści Unii Wolności - mimo zerwania koalicji z Akcją Wyborczą "Solidarność", poparli kandydaturę Kieresa. W ten sposób mimo zerwania sojuszu rządowego dawna koalicja zgodnie podniosła ręce. Opozycja wstrzymała się od głosu, choć jej posłowie mieli wolną rękę w głosowaniu. Zanim senator Kieres zajmie się uruchamianiem IPN, decyzję Sejmu musi zatwierdzić Senat.

Wyborem Kieresa na szefa IPN zakończył się jeden z najdłuższych seriali politycznych w najnowszej historii Polski. Poszukiwanie właściwego człowieka trwało wiele miesięcy. W tym czasie doszło do kilku głośnych skandali. Pierwszy kandydat, Witold Kulesza nie zyskał podczas sejmowego głosowania wymaganego poparcie trzech piątych głosów. Kolejny, Andrzej Chwalba wycofał się, gdy wyszło na jaw, że kiedyś należał do PZPR. Następny zaś, Jerzy Polaczek wycofał swoja kandydaturę na dzień przed głosowaniem, bo okazało się, że mimo pokonania wielu przeszkód jego kandydatura nie zyska poparcia w Sejmie.

W ten sposób Instytut Pamięci Narodowej wciąż istnieje tylko na papierze. Bez szefa nie mógł bowiem rozpocząć działalności. W miejscu stało też wiele spraw dotyczących zbrodni stalinowskich i hitlerowskich. Poszkodowani Polacy nie mogli zaś zaglądać do swoich teczek - co ma im umożliwić właśnie IPN.

Wiadomości RMF FM 0:45