Nie wystarczy zmieszać wino białe z czerwonym, by uzyskać wino różowe - przyznała w poniedziałek Komisja Europejska. Wycofała się tym samym - pod naciskiem Francji i innych wielkich producentów wina - z kontrowersyjnej propozycji zmiany zasad produkcji.

KE chciała mianowicie, by winiarze w Unii Europejskiej mieli możliwość produkcji wina tak, jak się to czasem robi w Australii albo RPA: mieszając wino białe z czerwonym. Obecnie jest to zakazane, a we Francji, Włoszech i Hiszpanii wino różowe, cenione zwłaszcza latem, robi się dużo droższą tradycyjną metodą, z krótko macerowanych ciemnych winogron.

Gdy plany KE wyszły na jaw, producenci z tych krajów zaprotestowali w obronie prawdziwego wina różowego. Twierdzili, że kunszt ich pracy pójdzie na marne, jeśli i jedno, i drugie wino będzie miało prawo do etykiety różowe. Uruchomili w Brukseli akcję lobbingową na dużą skalę, do której po jakimś czasie przyłączyły się zainteresowane rządy. By przekonać, jak zgubna może być propozycja KE, urządzali degustacje, serwując wyjątkowo niesmaczną mieszaninę zlewek wina białego i czerwonego.

KE na próżno tłumaczyła, że chce jedynie zrównać prawa producentów europejskich i światowych i wcale nie zakazuje tradycyjnej metody produkcji. Po tygodniach sporu jednak się poddała.

Nie będzie zmiany zasad produkcji wina różowego - oświadczyła w komunikacie unijna komisarz ds. rolnictwa Mariann Fischer Boel. W ostatnich tygodniach stało się jasne, że większość naszego sektora uważa, że koniec zakazu mieszania wina zaszkodziłby pozycji wina różowego - wyjaśniła.

Różowe wino uratowała polityka?

Odczytany przez rzecznika komunikat dziennikarze na sali prasowej powitali brawami. Natychmiast ich czujność wzbudził jednak fakt, że długo oczekiwana decyzja ogłaszana jest w momencie, kiedy decydują się losy przewodniczącego KE Jose Manuela Barroso. Nie ukrywa on ambicji pozostania na stanowisku na drugą kadencję, ale by być pewnym poparcia na szczycie UE w przyszłym tygodniu, brakuje mu jeszcze stuprocentowo jasnej deklaracji prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego. Czy KE nie robi przypadkiem prezentu, by przypodobać się francuskiemu przywódcy? - dopytywali się dziennikarze.

To dość dziwne, że kiedy KE nie zmienia swoich propozycji, to zyskuje miano sztywnej i technokratycznej, kiedy zaś wsłuchuje się w głos sektora, to zarzuca się jej oportunizm - odparł sucho rzecznik KE Johannes Laitenberger.

Niewykluczone, że KE po prostu obawiała się porażki w głosowaniu na szczeblu ekspertów państw członkowskich, zaplanowanym na 19 czerwca. Według dyplomatów, Francja zdołała bowiem przekonać większość krajów do odrzucenia propozycji, więc KE wolała ją całkiem wycofać.