To nieprawda, że nie poinformowaliśmy prezydenta o wypadku Casy - tak Ministerstwo Obrony Narodowej odpowiada na zarzuty Roberta Draby z kancelarii Lecha Kaczyńskiego. MON dodaje, że takich prób było pięć. Według resortu obrony, to w prezydenckim Biurze Bezpieczeństwa Narodowego nikt nie odebrał informacji o katastrofie.

Zgodnie w procedurami to właśnie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego jest informowane w pierwszej kolejności, co dzieje się w armii. Najpierw dyżurna służba operacyjna sił zbrojnych poinformowała o katastrofie szefa sztabu generalnego o godzinie 19:25; dziesięć minut później ministra obrony i zaraz potem BBN. Być może już w niedzielę resort ujawni bilingi, dowodzące, że były takie próby.

Od godziny 19:40 podjęto próby poinformowania dyrektora Departamentu Systemu Obronnego w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Wszystkie telefony milczały – dodaje pułkownik Cezary Siemion. Dopiero po godzinie 20, oficer z BBN oddzwonił; wtedy jednak prezydent był już na Okęciu na pokładzie samolotu lecącego do Chorwacji. Wygląda więc na to, że przekaz informacji zaszwankował po stronie służb prezydenta.

MON zaznacza, że sam prezydent żądał, aby o nadzwyczajnych zdarzeniach informować go za pośrednictwem BBN.

Gdyby Lech Kaczyński wiedział o lotniczej katastrofie w Mirosławcu w ogóle nie poleciałby do Chorwacji - mówi RMF FM Robert Draba z Kancelarii Prezydenta. Draba twierdzi, że było dość czasu, aby głowę państwa poinformować. Prezydent powinien taką informacje dostawać niezwłocznie. Tak naprawdę te procedury powinny gwarantować i gwarantują, zawsze gwarantowały, informacje dla prezydenta w ciągu kilku minut.

Biuro Bezpieczeństwa Narodowego bagatelizuje zarzuty resortu obrony. Sprawdzamy bilingi - mówi generał Roman Polko, zastępca szefa BBN. Zaznacza, że w tak wyjątkowej sytuacji minister obrony powinien skontaktować się bezpośrednio z prezydentem. Polko przyznaje jednak, że gdy sam dowiedział się o wypadku, nie zadzwonił do Kaczyńskiego. Posłuchaj relacji reportera RMF FM Mariusza Piekarskiego:

Ryszard Kalisz, były szef Kancelarii Prezydenta Kwaśniewskiego dodaje, że przekazywanie informacji o takich sytuacjach odbywa się poprzez oficerów dyżurnych, bez decyzji politycznych i powinna natychmiast trafić do prezydenta. 5 minut to jest dla mnie maksymalnie. Tak było zawsze w czasach, kiedy ja pełniłem te funkcje, o których mówię - dodaje Kalisz.

Jest też druga strona medalu. O godzinie 20, kiedy prezydent wchodził na pokład samolotu, informacja o katastrofie była już publicznie znana, podawana przez media. Nie było więc przeszkód, aby ktoś ze współpracowników doniósł o tym prezydentowi. Posłuchaj relacji reportera RMF FM Mariusza Piekarskiego:

W katastrofie pod Mirosławcem zginęło w środę wieczorem 20 osób. Wojskowy samolot transportowy CASA C-295M rozbił się, podchodząc do lądowania. Zginęły wszystkie osoby znajdujące się na pokładzie - czterech członków załogi i szesnastu oficerów wracających z konferencji o bezpieczeństwie lotów. Wśród zabitych byli dowódcy brygad, baz i eskadr lotniczych.