Na 25 lat więzienia skazana została Katarzyna W. Sąd Okręgowy w Katowicach uznał ją winną zabójstwa jej półrocznej córki Magdy, a także sprowadzania śledztwa na fałszywe tory. Kobieta będzie mogła ubiegać się o warunkowe zwolnienie po 15 latach. Wyrok przyjęła spokojnie, z kamienną twarzą, ze wzrokiem wbitym w ziemię.

W uzasadnieniu wyroku przewodniczący składu orzekającego, sędzia Adam Chmielnicki podkreślił, że śmierć półrocznej Magdy nastąpiła w wyniku celowego działania, a nie nieuwagi czy nonszalancji matki. Sąd nie zgodził się jednak z prokuraturą, jakoby motywem zabójstwa dziecka była chęć ukarania męża. Według sądu, Katarzyna W. chciała pozbyć się niechcianego dziecka, które "rujnowało" jej przyszłość.

Omawiając zgromadzone dowody sędzia Chmielnicki zaznaczył, że Katarzyna W. przeszukiwała internet, wpisując frazy "jak zabić bez śladów", "czy można zabić bez pozostawienia śladów", sprawdzając w Wikipedii hasło "dochodzenie policyjne przy zaczadzeniu tlenkiem węgla". Może to być wyraz zwykłej ciekawości - jak sugerował obrońca. Ale potem były inne wyszukiwania: "zasiłek pogrzebowy niemowlaka", "pochówek dzieci martwo urodzonych", "kremacja niemowlaka cena" i "nieumyślne spowodowanie śmierci" oraz cennik trumien dla dzieci w miejskim zakładzie pogrzebowym - wyliczał sędzia.

Podkreślił przy tym, że Katarzyna i Bartłomiej W. mieli w domowym komputerze własne profile zabezpieczone hasłami. Teoretycznie wpisy w komputerze mógł robić także brat kobiety, ale on skorzystał z prawa do odmowy zeznań. W trakcie wyszukiwania frazy "jak zabić bez śladów" użytkownik komputera łączył się ze skrzynką e-mail Katarzyny W. - dodał sędzia Chmielnicki.

Podkreślił też, że z dowodów wynika, iż w rodzinie W. nikt się nie zaczadził, nie zmarło też w niej żadne niemowlę, więc nikt nie potrzebował informacji, jakie wyszukiwane były z komputera w domu małżeństwa. Sąd doszedł do wniosku, że tylko Katarzyna W. mogła dokonywać tych wyszukiwań. Teoretycznie każdy ma prawo poszukiwać takich informacji, ale nabiera to szczególnego znaczenia w świetle późniejszych zdarzeń z córką Katarzyny W., które ocenili biegli medycy - uzasadniał sędzia.

Sąd: Zabiła córkę, bo chciała zmienić swoje życie

Według sądu, Katarzyna W. zabiła córkę, bo chciała zmienić swoje życie i powrócić do tego, które prowadziła przed zajściem w ciążę i urodzeniem dziecka. Tym samym sąd nie zgodził się ze stanowiskiem prokuratury, według której motywem zabójstwa była chęć zemsty na mężu.

Jak mówił sędzia Chmielnicki, ustalenie motywów kobiety było możliwe dzięki zeznaniom jej bliskich i dzięki zapiskom w pamiętniku. W. napisała w nim między innymi, że nie czuje się matką oraz że dziecko zrujnuje jej plany i spowoduje, że stanie się pośmiewiskiem wśród znajomych.

Dowody z dokumentów (...) wskazują, iż wiedza o zajściu w ciążę była dla niej dużym stresem, sama ciąża była dla niej obciążeniem, zarówno pod względem fizycznym, jak i emocjonalnym. Nie była to ciąża planowana, chciana, która jest spełnieniem marzenia, tylko przeciwnie - ciąża uciążliwa, niechciana, która w dodatku przekreślała ambitne plany na przyszłość - mówił sędzia.

Sąd nie miał wątpliwości, że W. nie chciała dziecka, a po porodzie tylko utwierdziła się w tym poczuciu. Zaczęła też odczuwać, że słabnie zainteresowanie, jakim obdarza ją mąż, a ciężar opieki nad dzieckiem spocznie na niej. Chciała powrócić do swobodnego życia sprzed ciąży. Oskarżona to osoba, która po wytyczeniu celu, jaki by nie był, konsekwentnie dąży do jego realizacji, nie licząc się także z potencjalnymi zagrożeniami - mówił sędzia Chmielnicki. Ocenił też, że Katarzyna W. niechętnie przyznaje się do porażek, dlatego nie chciała oddać dziecka na wychowanie, co wykluczał także pozytywny stosunek rodziny do małej Magdy. Bardzo ważne było też dla niej jak postrzega ją otoczenie - dodał sędzia.

Sąd: Nie zachowywała się jak matka, która straciła dziecko w wypadku

Sędzia Chmielnicki podkreślał również, że po śmierci córki Katarzyna W. nie zachowywała się jak matka, która straciła dziecko w tragicznym wypadku. Skład orzekający nie zgodził się z obrońcą oskarżonej, który jej zachowanie tłumaczył szokiem. Mecenas Arkadiusz Ludwiczek przekonywał, że w szoku po wypadku W. nie była zdolna do racjonalnego myślenia i dlatego nie zadzwoniła po karetkę i ukryła zwłoki dziecka.

Sąd uznał jednak, że kobieta nie działała w warunkach wstrząsu psychicznego - ukrywając zwłoki działała w przemyślany sposób, zakopując dziecko przypuszczanie używała rękawic roboczych. Krótko po śmierci dziecka dzwoniła do męża i rozmawiała z nim, jak gdyby nic się nie stało.

Pojawia się pytanie, czy matka, która godzinę wcześniej straciła swoje dziecko w wyniku tragicznego wypadku i w szoku postanowiła zakopać zwłoki (...) byłaby zdolna do przeprowadzenia spokojnej, niewywołującej żadnych obaw rozmowy z rozmówcą, który ją dobrze znał. W ocenie sądu, z psychologicznego punktu widzenia, to teza trudna do obrony - podkreślał sędzia Chmielnicki.

Przypomniał również, że po śmierci córki Katarzyna W. chętnie brała udział w nieraz prowokacyjnych wywiadach i sesjach fotograficznych w mediach "podsycających atmosferę sensacji wokół jej osoby i tragicznego przecież wydarzenia".

Równocześnie sędzia Chmielnicki zastrzegł, że choć sąd nie ocenia tych działań pod względem moralnym, to jednak zachowanie Katarzyny W. było "kompleksowo" analizowane w procesie podejmowania decyzji, czy ktoś dopuścił się przestępstwa, czy też nie. Sąd nie ocenia, czy dana osoba zachowuje się godnie, etycznie, właściwie, czy nie. Natomiast dokonuje oceny, czy jej zachowanie przystaje do wzorca normalnych ludzkich zachowań w określonych okolicznościach - wyjaśnił.

"Nie ma dowodów, że ktoś pomagał Katarzynie W."

Jesteśmy pewni, że Katarzyna W. dokonała zarzuconego jej zabójstwa. Gdybyśmy byli przekonani o jej winie na 99 procent, to by została uniewinniona. Nie znaleźliśmy też dowodów, by ktoś jej w zbrodni pomagał. Sama zabiła, sama też zakopała zwłoki - mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia Adam Chmielnicki. Podkreślił też, że opinia biegłych wyklucza możliwość przypadkowego uduszenia się półrocznej Magdy. Jeśli kogoś się dusi i wyjdzie na jaw, że nie zrobił tego ktoś inny, to jedyną następną linią obrony jest twierdzenie, że pokrzywdzony udusił się z przyczyn od sprawcy niezależnych, że to był po prostu nieszczęśliwy wypadek - wyjaśniał.

"Dożywocie to byłoby za dużo"

Surowy system kar nie ma bezpośredniego przełożenia na ilość popełnianych przestępstw. "Vox populi vox dei" to nie w sądzie. Sąd ma dbać nie o spełnianie społecznych oczekiwań, ale o to, by kara była adekwatna i racjonalna - mówił sędzia odnosząc się do medialnych sugestii, że Katarzyna W. powinna zostać skazana na dożywocie lub nawet karę śmierci. Kara 25 lat więzienia jest adekwatna do stopnia winy i osobowości sprawcy; dożywocie to za dużo, a sankcja od 8 do 15 lat więzienia to za mało - tłumaczył.

Sędzia Chmielnicki uznał, że koszty postępowania ws. śmierci półrocznej Magdy były bardzo wysokie, ale uznał je za zasadne. Być może są tacy, którzy wiedzą wszystko na każdy temat, ale ten sąd - choć orzekał w wielu sprawach o zabójstwo - potrzebuje dowodów, których przeprowadzenie jest nieraz drogie - tłumaczył. Dodał, że kosztami - to w sumie ponad 100 tysięcy złotych - została obciążona skazana.

Obrońca Katarzyny W.: Będzie apelacja

Po ogłoszeniu wyroku obrońca Katarzyny W. potwierdził swoje zapowiedzi dotyczące apelacji. Na dzień dzisiejszy to nie jest klęska, porażka. Postępowanie jest w toku, schodzimy dopiero do szatni po pierwszej połowie - mówił mecenas Arkadiusz Ludwiczek. Sukcesem będzie, jeśli dojdziemy w tym postępowaniu do prawdy - na tym etapie to się nam nie udało - ocenił. 

Trudno mówić o sukcesie prokuratury, jest to raczej sukces całego wymiaru sprawiedliwości - ocenił decyzję sądu prokurator Zbigniew Grześkowiak. Podziękował też prokuratorom, policjantom i technikom kryminalistycznym, którzy pozwolili zgromadzić materiał dowodowy, a w konsekwencji - sporządzić akt oskarżenia i doprowadzić do skazania.

Ćwiąkalski: To nie był najtrudniejszy proces poszlakowy

Przewidywałem taki wyrok - przyznał po decyzji katowickiego sądu były minister sprawiedliwości, profesor Zbigniew Ćwiąkalski. Wydawało mi się, że kara dożywocia tu nie zapadnie, bo ta zbrodnia - choć okrutna, zaplanowana i popełniona przez matkę na dziecku - to jednak nie była zabójstwem masowym, dokonanym przez recydywistę czy też osobę głęboko zdemoralizowaną - uzasadniał. Dodał, że sprawa Katarzyny W. nie była najtrudniejszym procesem poszlakowym. Takim procesem była sprawa z Wrocławia, o zabójstwo kobiety przez człowieka, który napisał książkę o zabójstwie. W sprawie Katarzyny W., choć żaden świadek nie widział momentu śmierci dziecka, były jednak twarde dowody, np. odczyty z przeszukiwania stron internetowych o zabijaniu bez śladów czy kremacji niemowląt - wyjaśnił.

Zaczęło się w styczniu 2012 roku

Sprawa Katarzyny W. stała się głośna 24 stycznia 2012 roku, gdy policja przekazała mediom informację o zaginięciu półrocznej dziewczynki z Sosnowca. Początkowo jej matka twierdziła, że dziecko zostało porwane z wózka podczas spaceru. Dopiero po kilku dniach W. przyznała, że dziewczynka nie żyje. Twierdziła, że doszło do nieszczęśliwego wypadku - dziecko wyślizgnęło się jej z kocyka i uderzyło główką w podłogę.

Inną wersję wydarzeń przyjęła prokuratura i zarzuciła Katarzynie W. zabójstwo dziecka, a także powiadomienie organów ścigania o niepopełnionym przestępstwie i próbę skierowania postępowania przeciwko innej osobie.

Proces Katarzyny W. ruszył w lutym tego roku. Od tego czasu odbyło się kilkanaście rozpraw, na których sąd przesłuchał kilkudziesięciu świadków. Wczoraj oskarżyciel i obrońca kobiety wygłosili mowy końcowe.

Oskarżyciel: Odegrała swoją rolę prawie idealnie

Prokurator Zbigniew Grześkowiak zażądał dla oskarżonej kary dożywotniego więzienia z możliwością ubiegania się o warunkowe zwolnienie nie po 25 latach, jak to się dzieje zazwyczaj, ale dopiero po 30 latach za kratami.

To było nie tylko pobawienie człowieka życia, ale też naruszenie podstawowego obowiązku opieki nad własnym bezbronnym dzieckiem, z pobudek egoistycznych (...). Nie ma zbrodni bardziej okrutnej niż zbrodnia morderstwa, szczególnie sześciomiesięcznego dziecka - mówił prokurator na sali rozpraw. Jak dodał, winę oskarżonej potwierdziły zarówno zeznania świadków, jak i opinie biegłych medyków. Jest pewne, że tylko jedna osoba stoi za zabójstwem tego dziecka, wszystko zostało zaplanowane, a aktorka pierwszoplanowa odegrała swoją rolę prawie idealnie - podkreślał.

Gdy sięgam pamięcią do materiału dowodowego, przypominam sobie sceny, które najpełniej oddają obraz oskarżonej jako osoby dojrzałej, inteligentnej, zorganizowanej, całkowicie poczytalnej, działającej z chłodną kalkulacją i przerażającą konsekwencją - mówił dalej prokurator. Przypomniał, jak kilka dni przed zbrodnią dziecko beztrosko bawiło się pod opieką matki, która w tym czasie sprawdzała w internecie ceny trumien dla dzieci i koszty kremacji niemowląt, by po chwili sprawdzić przepis na kluski leniwe i wrócić do oglądania romantycznych komedii.

Obrońca Katarzyny W.: Wątpliwości trzeba rozstrzygać na jej korzyść

Po oskarżycielu głos zabrał obrońca Katarzyny W., mecenas Arkadiusz Ludwiczek. Już na wstępie trwającej około sześciu godzin przemowy wniósł o uniewinnienie swej klientki z powodu braku dowodów jednoznacznie wskazujących na jej winę. A wątpliwości trzeba rozstrzygać na jej korzyść - zaznaczył.

Odnosząc się do ekspertyzy biegłych, według których dziecko zmarło w wyniku uduszenia narzędziem, które nie pozostawiło śladów (biegli wskazali rękawiczkę, poduszkę lub kocyk), obrońca oskarżonej wyraził żal, że sąd nie dopuścił rozszerzenia opinii biegłych o ekspertyzę ekspertów od laryngologii. Według adwokata, niewykluczone jest bowiem, że u dziecka doszło do laryngospazmu, czyli odruchowego skurczu krtani, który nastąpił w wyniku uderzenia o podłogę.

Próbując wyjaśnić, czemu Katarzyna W. postanowiła zakopać zwłoki dziecka w parku w Sosnowcu, mecenas Ludwiczek uznał, że wynikało to ze strachu przed konsekwencjami nieszczęśliwego wypadku. Adwokat mówił też, że po śmierci dziecka jego klientka nie miała odwagi powiedzieć, jaka jest prawda, nie była w stanie wycofać się z wersji o porwaniu.

Ludwiczek odniósł się też do dowodów zaprezentowanych przez prokuraturę, według których przed zabiciem córki, w komputerze należącym do Katarzyny i jej męża wyszukiwano m.in. informacje o dziecięcych trumnach, zasiłkach pogrzebowych oraz odpowiedzi na pytanie "czy można zabić bez śladów". W tym komputerze używano różnych wyszukiwarek internetowych - zauważył obrońca. Podkreślił, że jego klientka używała tej wyszukiwarki, za pomocą której poszukiwano informacji o środkach nasennych. I ona, i jej mąż mieli problemy ze snem i używali takich środków. I trudno się temu dziwić - powiedział. Dodał, że mąż oskarżonej używał wyszukiwarki innej marki i to za jej pomocą po obejrzeniu w internecie fragmentu filmu ktoś wpisał pytanie "czy można zabić bez śladów".

Nawiązując z kolei do zapisów ze znalezionego u Katarzyny W. zeszytu, w którym kobieta napisała, że nie chciała mieć dziecka i źle znosiła sytuację, w której znalazła się z mężem - jako młoda rodzina bez przyszłości - adwokat apelował, by nie traktować tego jako zamiaru zabójstwa. Oboje z mężem pochodzili z ubogich rodzin, moja klientka w tych wpisach do zeszytu przedstawiała swój smutek i rozgoryczenie w związku z niepewnością co do przyszłości, ale nie należy z tych stwierdzeń wyciągać tak daleko idących wniosków - że z tego wynika zamiar zabicia dziecka - mówił.

Obrońca wyraził także nadzieję, że na wyrok sądu nie będą wpływały społeczne emocje, jakie budzi sprawa Katarzyny W. Krzyk ulicy jest krzykiem ludzi, którzy tak naprawdę nie mają dostatecznej wiedzy procesowej i prawnej, aby rozstrzygać tę sprawę. Tylko sąd potrafi ustalić prawdę w tym procesie i w oparciu o te ustalenia można wydać sprawiedliwy wyrok - mówił Ludwiczek.

Odpowiedział mu prokurator Grześkowiak. Twierdził, że w swojej mowie adwokat podszedł wybiórczo do zgromadzonych dowodów i pominął wiele z nich, świadczących o winie jego klientki. Rolą obrońcy jest podważyć materiał dowodowy i przedstawić go w negatywnym świetle, by wydawał się absurdalny. Na szczęścia materiał dowodowy jest tak silny, że broni się sam - podsumował po posiedzeniu sądu.

Katarzyna W.: Nie zabiłam Magdy

Sama oskarżona w ostatnim słowie oświadczyła, że jest niewinna, a dziecko po prostu wypadło jej z rąk. Mam świadomość tego, jak jestem postrzegana, jak został wykreowany mój wizerunek w mediach, natomiast kiedy zdarzył się ten wypadek, kiedy zmarła mi na rękach moja córka, nie wiedziałam, co mam zrobić. Pierwszą osobą, której chciałam powiedzieć o tym, co się stało, był mój mąż Bartek - mówiła. Przepraszam wszystkich za to, że wprowadziłam ich w błąd. Przepraszam za to, że moje działania przyniosły negatywne skutki, ale jestem niewinna i nie zabiłam Magdy. Ona po prostu wypadła mi z rąk i to był wypadek. Dlatego proszę wysoki sąd o uniewinnienie - zakończyła.