Tak urzędnicy tłumaczą wczorajsze zamieszanie z brakiem kart do głosowania. Tylko w Krakowie 14 komisji wyborczych przedłużyło godziny otwarcia. Najdłużej bo prawie do godziny 22 głosowano w komisji numer 215.

Winę za zamieszanie z kartami ponoszą osoby, które podjęły decyzję, aby do komisji obwodowych zawieźć tylko 75 procent kart. Taka liczba zawsze wystarczała. Wczoraj okazało się, że to jednak za mało. Kart zaczęło brakować już po południu i wtedy lawinowo posypały się zamówienia na dodatkowe arkusze. Zawiodła jednak logistyka: Logistycznie nie potrafiliśmy sprostać tak dużej licznie wyborców. Nie udało się nam na czas dowieźć kart w przypadku zgłoszeń do ponad dwudziestu komisji w jednym czasie - tłumaczy Andrzej Tarko, odpowiedzialny za organizację wyborów w Krakowie. Kart zabrakło aż w 104 komisjach wyborczych, co czwarta komisja w Krakowie zanotowała frekwencję powyżej 75 procent. Państwowa Komisja Wyborcza zapowiedziała, że będzie wyjaśniać dlaczego tak się stało.

Jako ostatnia w kraju głosowanie zakończyła komisja wyborcza numer 619 na warszawskim Ursynowie, w której najpóźniej dowieziono rezerwowe karty. Ostatni głosujący Jacek Cena wrzucił kartę do urny sześć minut przed 23. Rozmawiał z nim reporter RMF FM Marek Smółka:

Pierwsi głosujący w Szczecinie natomiast ustawili się przed komisją numer 64 jeszcze przed otwarciem lokali: