Sytuacja z zatrzymaniem Kaczmarka, Kornatowskiego i Netzla przypomina odcinek „Stawki większej niż życie” pt. „Poszukiwany gruppenfuhrer Wolf”. Czyżby serialowy scenariusz został dosłownie wcielony w życie?

Jak być może pamiętacie, owego Wolfa nikt nie znał i nikt nie widział. Nic dziwnego, bo Wolf nie był jedną osobą a czterema. Jego nazwisko złożono z pierwszych liter nazwisk czterech hitlerowskich oficerów: Wehrnitza, Ohlersa, Lubowa, Fahrenwirsta.

Podobnie jest w przypadku czwórki byłych wysokich urzędników państwowych, którzy znaleźli się na celowniku służb specjalnych i prokuratury: Kaczmarka, Kornatowskiego, Netzla i – dorzućmy – Marca. Z pierwszych liter ich nazwisk można utworzyć skrót: Ka-Ko-Ne-Ma. Czyżby Ka-Ko-Ne-Ma to najwyżej uplasowany agent w rządzie PiS-u? Powstaje pytanie: czyj to agent? Czyżby Ryszarda Krauzego?

Choć dotychczas ujawnione zarzuty dotyczą utrudniania śledztwa to oczywiste jest, że śledztwo utrudnia ktoś, kto ma w tym interes, kto ma w tym interes, czyli jest winny. W tym przypadku winny przecieku z Centralnego Biura Śledczego do Andrzeja Leppera. I tu właśnie rodzi się podejrzenie. Jakiż to cel, jakiż powód, by walczyć i umierać za Leppera miałaby czwórka: Kaczmarek, Kornatowski i Krauze? Dwóch wysoko ulokowanych prokuratorów, adwokat będący szefem jednej z największych polskich firm i biznesmen z dziesiątki najbogatszych mieliby zawiązać tajne sprzysiężenie, spisek, który chroniłby głowę przystawkowego wicepremiera? Bądźmy szczerzy – z perspektywy każdego z czwórki tych panów Lepper nie był postacią ani szczególnie ważną, ani szczególnie przydatną. Po co zatem mieliby ryzykować własną wolnością, karierami i pieniędzmi? Na to pytanie nie odpowiada na razie ani prokuratura, ani jej złotousty szef. Ja pozostanę więc z moimi wątpliwościami.

Bogdan Zalewski i Konrad Piasecki,

RMF FM