Już 45 tysięcy odbiorców w Małopolsce i na Śląsku nie ma energii elektrycznej. To najnowsze dane, przedstawione przez firmę Enion. Awarie na granicy dwóch województw to efekt łamiących się pod naporem śniegu i lodu drzew. Spadając uszkadzają linie energetyczne, słupy i stacje transformatorowe. Naprawy mogą potrwać nawet tydzień.

Sytuację pogarszają prognozy pogody. Przez pięć najbliższych dni ma utrzymać się szadź, która jest wyjątkowo niebezpieczna dla sieci energetycznych. Nie stopnieje też śnieg, pod ciężarem którego łamią się gałęzie i drzewa. Dlatego energetycy przewidują, że zanim usuną stare awarie, pojawią się nowe miejsca bez prądu.

Przedstawicieli firmy Enion zaczynają też niepokoić puste magazyny z materiałami, potrzebnymi do naprawy uszkodzonych słupów, transformatorów i linii energetycznych. Polecono więc w trybie awaryjnym uruchomić ich dodatkową produkcję.

W Żarkach na Śląsku w związku z trwającym od tygodnia brakiem prądu obradował dziś sztab kryzysowy. W posiedzeniu uczestniczyli m.in. wojewoda śląski, samorządowcy, służby energetyczne i strażacy.

Na razie nie wprowadzono tam stanu klęski żywiołowej, czego domagał się starosta myszkowski. Decyzja w tej sprawie ma być podjęta jutro przed południem. Analiza stanu na dzisiaj: najgorzej jest w powiecie myszkowskim, zawierciańskim i częstochowskim - mówił wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk.

Stan klęski żywiołowej może wprowadzić premier na wniosek wojewody. Stan taki nie oznacza jednak nadzwyczajnych pieniędzy dla dotkniętego klęską terenu, a jedynie precyzuje procedury i sposoby działania, służące unormowaniu sytuacji. W stanie klęski na danym obszarze zawiesza się działanie prawa i wprowadza nadzwyczajne regulacje.

Jednak nie tylko Śląsk i Małopolska mają problemy z dostawami prądu. W okolicach Tomaszowa Lubelskiego energii elektrycznej nie ma blisko cztery tysiące gospodarstw. Czasowe braki prądu występują też koło Chełma, Biłgoraja i Krasnobrodu. Powodem jest silne oblodzenie przewodów wysokiego napięcia.