Trwa prokuratorskie śledztwo w sprawie tragedii na Uniwersytecie Technologiczno - Przyrodniczym w Bydgoszczy. Przesłuchano już ochroniarzy zabezpieczających nocną imprezę na uczelni oraz ratowników medycznych, którzy udzielali pomocy poszkodowanym. W tak zwanych otrzęsinach uczestniczyło 1200 osób. W pewnej chwili doszło do wybuchu paniki. Zginęła 24-letnia studentka. Rannych zostało 11 osób. Pod opieką lekarzy jest nadal 4 poszkodowanych. Stan dwóch osób jest ciężki. Trwa operacja najciężej rannego mężczyzny.

Trwa prokuratorskie śledztwo w sprawie tragedii na Uniwersytecie Technologiczno - Przyrodniczym w Bydgoszczy. Przesłuchano już ochroniarzy zabezpieczających nocną imprezę na uczelni oraz ratowników medycznych, którzy udzielali pomocy poszkodowanym. W tak zwanych otrzęsinach uczestniczyło 1200 osób. W pewnej chwili doszło do wybuchu paniki. Zginęła 24-letnia studentka. Rannych zostało 11 osób. Pod opieką lekarzy jest nadal 4 poszkodowanych. Stan dwóch osób jest ciężki. Trwa operacja najciężej rannego mężczyzny.
Budynki dydaktyczne Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy, /Tytus Żmijewski /PAP

Teraz przesłuchania czekają rektora. Zeznania mają też złożyć przedstawiciele studenckiego samorządu oraz inne osoby, które udzielały zgód na przeprowadzenie otrzęsin. Prokuratorzy będą chcieli dowiedzieć się, dlaczego po kilkunastu latach organizowania takich zabaw zdecydowano się na zmianę miejsca imprezy.

Jak powiedział reporterowi RMF FM Piotr Dunal z Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Północ, śledczy będą badali sprawę pod kątem naruszenia ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych. A zatem, czy zostały dopełnione wszelkiego rodzaju formalności związane zorganizowaniem takiej imprezy. Ale nie chodzi tylko o kwestie formalizmu, ale też tego, czy rzeczywiście, faktycznie bezpieczeństwo uczestników zostało zagwarantowane - wyjaśnia prokurator Dunal. Śledczy potwierdził też naszemu reporterowi, że do przesłuchania jest w sumie kilkaset osób.

Dopóki nie zabezpieczymy całej dokumentacji dotyczącej tego zdarzenia, nie będziemy mogli odpowiedzieć na pytanie, kto był odpowiedzialny za organizację w taki, czy iny sposób - powiedział Dunal. Prokurator dodał, że dopiero po ustaleniu tej odpowiedzialności śledczy zadecydują, czy ktoś usłyszy zarzuty.

Impreza odbywała się w budynkach dydaktycznych uczelni. Tragiczne wydarzenia rozegrały się w łączniku pomiędzy budynkami. Studenci mówią, że ktoś użył gazu pieprzowego, a drzwi ewakuacyjne były zamknięte. Po wybuchu paniki część młodych ludzi została stratowana.

Teraz śladem po tragedii są dwie stłuczone szyby w oknach łącznika. Na zewnątrz - przed głównym wejściem do budynku - leży biała róża, płoną znicze. Stwierdziliśmy, że wypada zapalić znicz. Widzieliśmy, że już ktoś jeden taki postawił, więc zdecydowaliśmy się na taki krok - powiedział naszemu reporterowi jeden ze studentów.

Uczelnia na dwa dni zawiesiła zajęcia. Rzecznik UTP Mieczysław Naparty poinformował, że powołana została specjalna komisja rektorska, wyjaśniająca okoliczności zdarzenia.

Ona ma wyjaśnić wszelkie aspekty, zweryfikować, co z naszej strony było nie tak i co zrobić, by taka sytuacja w przyszłości się nie powtórzyła - powiedział rzecznik.

Nie było policji. Była ochrona

W internecie pojawiała się relacja studenta UTP. Do tej tragedii nie doszłoby, gdyby nie organizacja - mówi WojciechManLoL w filmie opublikowanym na Facebooku. Jak wyjaśnia, impreza otrzęsinowa odbywa się na uczelni od kilku lat i zawsze miała miejsce w holu głównym. "W tym roku przeniesiono imprezę na jakieś poboczne dużo węższe i ciaśniejsze miejsca, ponieważ hol główny został odnowiony i nie chciano, aby został on zdewastowany przez bawiących się studentów. Takie informacje krążyły wśród studentów od dłuższego czasu" - wyjaśnia w swoim wpisie.

Relacjonuje też wydarzenia z nocy. Ludzie zaczęli mdleć, ktoś zaczął uciekać, zaczęli skakać z wysokości pierwszego piętra, ludzie zaczęli ich łapać na dole - opowiada.

"Do tej pory takich imprez nie zgłaszaliśmy policji"

Jesteśmy głęboko wstrząśnięci, bo od 15 lat tego rodzaju impreza jest podstawową imprezą uczelnianego samorządu studentów. Jest nam niezwykle przykro, że w tym roku mieliśmy taką sytuację. Do tej pory takich imprez nie zgłaszaliśmy policji, bo mieliśmy ochronę. W ilości zabezpieczającej. Mamy podpisane umowy na tego rodzaju wydarzenia i do tej pory nie mieliśmy żadnych przypadków, które powodowałyby, że jakiekolwiek zdarzenia niebezpieczne miały miejsce - tłumaczy rektor Uniwersytetu Technologiczno - Przyrodniczego w Bydgoszczy  Antoni Bukaluk.

Rektor złożył kondolencje bliskim poszkodowanych. Poczuwam się do odpowiedzialności, bo niewątpliwie rektor odpowiada za wszystko, co się dzieje w uczelni. Więc ja też odpowiadam za to. Nie podam się do dymisji, bo wyjaśnię sprawę, że na określonych zasadach udzieliliśmy zgody na organizację tej imprezy. Chciałbym sprawdzić, czy te wszystkie zasady zostały utrzymane - stwierdził.

Imprezę zabezpieczało 15 ochroniarzy, których wspomagało 40 przedstawicieli samorządu studenckiego. Na miejscu znajdowała się też karetka pogotowia z dwoma ratownikami. Według prof. Antoniego Bukaluka, na zewnątrz uczelni w koszach znaleziono opakowania po dopalaczach i puszki po piwie.

Dopiero, gdy wybuchła panika, otwarte zostały wszystkie wyjścia. Wcześniej wszyscy korzystali tylko z łącznika między budynkami - twierdzą młodzi ludzie. Jak dodają, było gęsto, nie było powietrza a studenci po sobie deptali. Zupełnie inne są relacje władz uczelni. Rektor twierdzi, że wyjścia były otwarte od samego początku imprezy.

Przed południem, zakończyło się spotkanie władz uczelni ze studentami. Przyszło na nie kilkaset osób. W rozmowie z reporterem RMF FM podkreślali, że są rozczarowani tłumaczeniami rektora. Jak mówią, cała wina została zarzucona na firmę, która ochraniała imprezę oraz na ludzi, którzy się na niej bawili. Wcześniej, na konferencji prasowej, rektor mówił o tym, że osób ochraniających imprezę, było tyle ile powinno być.

W firmie, która ochraniała otrzęsiny na uniwersytecie w Bydgoszczy, nikt nie chciał rozmawiać z reporterem RMF FM.



Gorąca Linia RMF FM jest do Waszej dyspozycji! Przez całą dobę czekamy na informacje od Was, zdjęcia i filmy.

Możecie dzwonić, wysyłać SMS-y lub MMS-y na numer 600 700 800, pisać na adres mailowy fakty@rmf.fm albo skorzystać z formularza WWW.

Adam Górczewski

Paweł Balinowski