Zbyt szybka jazda i zlekceważenie wskazań semafora - to bezpośrednie przyczyny katastrofy kolejowej w Babach, w której zginęły 2 osoby, a 100 zostało rannych. W niemal rok po wypadku Państwowa Komisja Badania Wypadków Kolejowych opublikowała swój raport w tej sprawie. Trafił on już do piotrkowskiej prokuratury, prowadzącej postępowanie w tej sprawie.

Podobnie jak śledczy, także raport wskazuje, iż bezpośrednią przyczyną wypadku było przekroczenie dopuszczalnej prędkości pociągu. Zamiast dozwolonych 40 km na godzinę skład jechał na tym odcinku ponad 113 km na godzinę. Wynika z niego również, że w trakcie jazdy rozmawiał przez telefon. Robił też zdjęcia osobie, która znajdowała się w elektrowozie, jak kieruje ona tym pociągiem.

Jest tam również m.in. informacja, że podejrzany kierował pociągiem nie mając założonych okularów korekcyjnych, a których noszenie nakazał mu lekarz. Tuż po uderzeniu powiedział przez radio do dyżurnego ruchu: W rozjazd wjechałem z za dużą szybkością, coś semafora chyba nie przyuważyłem. Był też zmęczony - w momencie wypadku pracował już od 9 godzin pracy.

Jak powiedział rzecznik prokuratury Witold Błaszczyk wnioski z raportu nie będą miały wpływu na ewentualne rozszerzenie zarzutów podejrzanemu. Natomiast - jak mówił - szereg okoliczności opisanych w raporcie, a które wskazują "na dość swobodne podejście maszynisty do swoich obowiązków", powinny mieć wpływ na wymiar kary.

Zalecenia komisji

Zgodnie z zalecaniami autorów raportu, przewoźnicy mają montować urządzenia rejestrujące obraz przed lokomotywą oraz dźwięk w kabinie maszynisty. PKP Intercity ma zadbać, by maszyniści otrzymywali aktualne rozkłady jazdy, bo jak stwierdziła komisja w tym przypadku tak się nie stało i prowadzący pociąg spieszył się, bo myślał, że jest spóźniony, choć wcale tak nie było.

Maszynista oskarżony o spowodowanie katastrofy

Do wypadku pociągu TLK relacji Warszawa Wschodnia-Katowice doszło w sierpniu ub. roku. Niedaleko miejscowości Baby wykoleiła się lokomotywa i cztery wagony. Lokomotywa uderzyła w nasyp. Jeden z wagonów wypadł z torów i przewrócił się. Na miejscu zginęła jedna osoba. Kilka tygodni później w szpitalu zmarła kolejna. Ponad 80 osób zostało poszkodowanych.

Piotrkowska prokuratura ostatecznie przedstawiła maszyniście pociągu zarzut sprowadzenia katastrofy w ruchu kolejowym, której następstwem była "śmierć dwóch osób oraz doznanie obrażeń ciała różnego stopnia przez szereg innych osób". Mężczyźnie grozi kara od dwóch do 12 lat więzienia.

Jak powiedział Błaszczyk, śledztwo w sprawie katastrofy - ze względu na potrzebę uzyskania opinii biegłych różnych specjalności - potrwa co najmniej do końca roku.