"Podano mi jakąś rzecz zaginionego i zdjęcie. Ja sugerowałem, że człowiek ten jest zamordowany, określiłem, że jest czymś zawinięty i ukryty w stawie" - mówił przed sądem jasnowidz Krzysztof Jackowski, zeznając w sprawie dot. zaginięcia w latach 90. dziennikarza Jarosława Ziętary. Poznański sąd okręgowy kontynuował we wtorek proces byłego senatora Aleksandra Gawronika, oskarżonego o nakłanianie ochroniarzy spółki Elektromis do porwania, pozbawienia wolności, a następnie zabójstwa reportera "Gazety Poznańskiej". Już po rozprawie Krzysztof Jackowski przyznał w rozmowie z reporterem RMF FM, że "ta sprawa od pierwszego momentu zaczęła brzydko wyglądać".

Jarosław Ziętara zaginął 1 września 1992 roku: wyszedł ze swego mieszkania i zniknął. Miał 24 lata. W 1999 roku został uznany za zmarłego. Jego ciała do dzisiaj nie odnaleziono.

Kiedy dziennikarz zaginął, jego ojciec i brat z żoną zwrócili się o pomoc do jasnowidza z Człuchowa Krzysztofa Jackowskiego.

W czasie wtorkowej rozprawy przed poznańskim sądem ten ostatni podkreślał, że w ciągu 30 lat swojej pracy odnalazł około 700 ciał. Ze sprawy Ziętary jednak - jak stwierdził - niewiele już pamięta.

Pamiętam, że ktoś z rodziny zaginionego zjawiał się u mnie w Człuchowie parokrotnie, i pamiętam, że raz lub dwa był u mnie policjant z Poznania, bo się legitymował (...) Podano mi jakąś rzecz zaginionego i zdjęcie. Ja sugerowałem, że człowiek ten jest zamordowany, określiłem, że jest czymś zawinięty i ukryty w stawie. Sugerowałem też pewne miejsce, gdzie on może się znajdować, że to może być staw. Od tego spotkania minęło wiele lat i - jak widać - człowieka nie znaleziono, więc moja pomoc okazała się bezowocna. Chcę zaznaczyć, że nie sugerowałem nikogo jako mordercy - mówił Jackowski w sądzie.

Dodał, że później przywieziono mu także ziemię ze zbiornika wodnego pod Poznaniem, w którym miało zostać ukryte ciało reportera, ale - jak relacjonował - w sprawie Ziętary postawił tylko jedną wizję.

Nie ulega wątpliwości, że człowiek raczej nie żyje i że to było morderstwo z powodu tego, czym się zajmował - prasa wtedy pisała, że rzekomo był na tropie jakiejś wielkiej afery - podkreślił w sądzie.

Jackowski zeznał, że nie otrzymywał pogróżek w związku ze sprawą zniknięcia dziennikarza ani nikt mu nie sugerował, by się tą sprawą nie zajmował. Prokuratura przytoczyła jednak w sądzie fragment książki Krzysztofa Janoszki "Jasnowidz na policyjnym etacie", w której autor pisze, że przy okazji innej sprawy u Jackowskiego zjawili się funkcjonariusze UOP-u, którzy sugerowali, by się nie zajmował zniknięciem Ziętary. W odpowiedzi Jackowski stwierdził w sądzie, że autor książki pomylił sytuacje.

O kontaktach jasnowidza ze służbami w tej sprawie wspominali jednak także Krzysztof Kaźmierczak i Piotr Talaga w książce "Sprawa Ziętary. Zbrodnia i klęska państwa": sugerowali, że funkcjonariusze UOP mieli wywierać presję na Jackowskiego, by przestał interesować się sprawą reportera.

Już po rozprawie Jackowski, pytany przez reportera RMF FM Mateusza Chłystuna, o to, dlaczego wycofał się ze sprawy, przyznał, że obawiał się o swoje bezpieczeństwo.

Takie były czasy (...) Ta sprawa od pierwszego momentu zaczęła brzydko wyglądać - powiedział.

Gangster "Baryła" zastraszony czy nie? Jego bliscy nie są zgodni

Przed poznańskim sądem zeznawało we wtorek również kilkoro innych świadków.

Była wśród nich Anna B. - była żona Macieja B., poznańskiego gangstera o pseudonimie "Baryła", który według prokuratury był naocznym świadkiem podżegania do zabójstwa Ziętary. W kwietniu 2016 roku powiedział jednak przed sądem, że o sprawie nic nie wie. Odwołał również wszystkie wcześniejsze zeznania obciążające Aleksandra Gawronika. Stwierdził, że przy składaniu tych zeznań był instruowany m.in. przez prokuratora.

Podczas wtorkowej rozprawy jego była żona zeznała, że Maciej B. dostawał w więzieniu pogróżki. Anna B. relacjonowała, że przyszli do niej funkcjonariusze CBŚP, od których dowiedziała się, że Maciej B. dostał w więzieniu zdjęcie córki, co miał odebrać jako groźbę i sugestię, by wycofać się z zeznań obciążających byłego senatora.

Inny świadek - także krewny Macieja B. - Robert Sz. Zeznał z kolei, że "Maciek mówił, że wszedł w układ z Kosmatym (chodzi o prok. Piotra Kosmatego), że za zeznania załatwi mu u prezydenta ułaskawienie (...) Mówił, że został oszukany przez Kosmatego i dlatego wycofał się ze swoich zeznań".

Nie wierzę w to, że ktokolwiek mógłby zastraszyć Macieja, on nie jest strachliwy (...) Gdyby coś się jednak stało jego córce, to by to bardzo przeżywał. On z nią nie ma kontaktu, ale wiem, że jest w jego sercu - przyznał jednak świadek.

Przed poznańskim sądem zeznawali także funkcjonariusze Służby Więziennej. Marcin M. stwierdził, że "Baryła" nie obawiał się w więzieniu o swoje bezpieczeństwo. Wojciech K. mówił, że Maciej B. czuł się rozgoryczony i oszukany, bo prokurator nie dotrzymał danej mu obietnicy. "Baryła" miał się żalić, że prokuratorzy "chcą sobie na nim zrobić karierę".


(e)