Janusz Szlanta – prezes zarządu Stoczni Gdynia S.A. Adam Szejnfeld - szef Sejmowej Komisji Gospodarki

Tomasz Skory: Jakie będą konsekwencje dla branży stoczniowej złożenia tego wniosku o upadłość Stoczni Szczecińskiej.

Janusz Szlanta: Najważniejsze dla nas znaczenie ma kwestia, czy będą czy nie budowane statki w Szczecinie. Jeżeli będą budowane to branża oczywiście dotkliwie odczuwa problemy Szczecina, ale jesteśmy sobie w stanie z tym poradzić.

Tomasz Skory: Przed miesiącem mówił pan, że jeśli Szczecin nie zacznie pracować w ciągu kilku tygodni, to za dwa trzy tygodnie problemem będzie miała też Gdynia. Czy Gdynia ma już problemy? Miesiąc minął…

Janusz Szlanta: Na pewno nasze problemy stopniowo narastają, to jest oczywiste w tej sytuacji, ponieważ narastają problemy naszych dostawców. Natomiast nie jest to jeszcze sytuacja, z którą nie moglibyśmy sobie poradzić. Dzisiaj zwodowaliśmy kolejny statek w Stoczni Gdańskiej, za kilka dni będziemy wodowali kolejny w Gdyni. Obie stocznie pracują.

Tomasz Skory: Nie ma pan problemów z przekonywaniem banków, że stocznie to jednak dobry interes?

Janusz Szlanta: Oczywiście, że mam i to jest nasz największy ból głowy, największy nasz problem. Jak pan spojrzy jaką skalę problemu mają banki w Stoczni Szczecińskiej to też trudno się temu dziwić. Myślę, że już tyle czasu analizowano sytuację całego sektora, sytuację Szczecina i Gdyni i myślę, że wiele banków mogło dostrzec istotne różnice w sytuacji i funkcjonowaniu obu zakładów.

Tomasz Skory: Skąd ta potężna różnica w kondycji obu firm. Jeszcze kilka lat temu lepiej powodziło się Stoczni Szczecińskiej. Czy kryzys w branży może dotknąć jednej stoczni, a drugiej nie dotykać?

Janusz Szlanta: Jest szereg problemów, które na pewno są udziałem całego sektora stoczniowego, nie tylko w Polsce. Natomiast są też istotne różnice między poszczególnymi podmiotami. Sądzę, że w tej sprawie decydowały właśnie one.

Tomasz Skory: To jest profil produkcji, czy sposób zarządzania? Co jest kluczowe?

Janusz Szlanta: Mi jest trudno podejmować oceny błędów popełnionych w Szczecinie, ale na pewno musiało być ich sporo, skoro aż tak bardzo one urosły.

Tomasz Skory: Widzicie panowie szansę na to, że Stocznia Szczecińska wznowi produkcję w oparciu o jedna ze spółek holdingu? Minister Piechota, obrzucony dziś jajami w Szczecinie, zapowiadał uruchomienie produkcji przez taką właśnie wolną od długów spółkę. To ruszy?

Janusz Szlanta: Ja muszę powiedzieć, że przemysł stoczniowy w Polsce musi funkcjonować całkiem nieźle. Struktura naszych kosztów jest konkurencyjna w skali świata, portfel zamówień jest niezły, jakość naszych statków jest naprawdę znakomita. Muszę powiedzieć, że mówię to jako niefachowiec w branży, bo przyszedłem do niej dopiero kilka lat temu, ale z rozmów z wieloma armatorami, to muszę powiedzieć, że są zachwyceni tym co tutaj budujemy. Co więcej, są w gotowi płacić trochę więcej niż płacą w Korei za ten sam wyrób.

Tomasz Skory: Czy przejęcie przez Skarb Państwa, dokapitalizowanie wolnej od długów spółki środkami Agencji Rozwoju Przemysłu uważa pan za rozwiązanie uczciwe, czy to jest fair wobec konkurentów?

Janusz Szlanta: Ja powiedziałbym tak, dla nas naprawdę najważniejsze jest to, żeby w Stoczni Szczecińskiej trwała praca, żeby budowano statki, bo wtedy to oznacza, że wchodzą pieniądze do sektora, dostawcy dostają zamówienia i wszystkim jest lżej, również i nam.

Tomasz Skory: Czy ta renacjonalizacja, o której wspominaliśmy, to jest dobre wyjście, bo jakieś znaleźć się musi.

Adam Szejnfeld: W tej sytuacji jaka dotknęła Stocznie Szczecińską, czy holding Porta Holding S.A. w Szczecinie nie ma dobrego rozwiązania. Każde rozwiązanie ma swoje negatywne skutki dla branży, dla przedsiębiorstwa, ale także dla ludzi. Najgorsze skutki – wydaje mi się – będą odczuwane przez małe i średnie firmy kooperujące ze stocznią, mniej może bliski Cegielski, chociaż on też może odczuje na swojej skórze to co się dzieje w Szczecinie. Niestety, od kilkunastu dni byłem przekonany, że nie ma rozwiązanie innego niż upadłość, ale chcę też podkreślić, że w mojej ocenie pojęcia upadłości nie można traktować językowo, a więc bardzo pejoratywnie. Upadłość w prawie handlowym oznacza urodziny, urodziny nowej firmy, która może dać pracę ludziom, dać zbyt i zachowanie, to jest bardzo ważne dla polskiego sektora stoczniowego, zachowanie udziału w rynku światowym, a także co ważne – pracę w przyszłości kooperantom. Pamiętać trzeba tylko o jednym, że proces upadłościowy jest procesem bardzo długim. Sam akt sądowy potrwa – tak mi się wydaje – ze dwa miesiące, potem proces upadłości jeszcze znacznie więcej. Niestety obawiam się, że część firmy o najsłabszej kondycji finansowej może nie dotrwać do wznowienia produkcji i wznowienia zamówień. Dlatego uważam, że w tym procesie, który ma miejsce teraz bardzo dużą rolę może odegrać rząd, być może nie tyle wspierając nowy podmiot ile być może poprzez wykupywanie wierzytelności kooperantów i dokonując konwersji na nowy podmiot wspierając wtedy nowy podmiot, który miałby kończyć produkcję statków i kontynuować produkcję statków w Szczecinie, a zarazem nie dopuściłaby do bankructw firm kooperujących.