Podejrzewamy, że limity wydatków na kampanię prezydencką zostały przekroczone – to obawy Fundacji im. Batorego, monitorującej zasady finansowania walki o prezydenturę. Fundacja przedstawiła raport z wykorzystania pieniędzy w wyścigu do fotela prezydenckiego.

Zdaniem Fundacji, komitety wyborcze obu sztabów wydały na kampanię cały limit przewidzianych prawem wydatków – czyli o wiele więcej, niż deklarują. Według wyliczeń organizacji, działającej w ramach programu „Stop korupcji”, na kampanię wyborczą Donalda Tuska wydanych zostało ponad 13,8 mln złotych, czyli tyle, ile wynosi górna granica dopuszczalnych wydatków. Na kampanię Lecha Kaczyńskiego zaś – 13,4 mln złotych. Same komitety przyznają się do zużytkowania jedynie połowy tych sum.

Z raportu, sporządzonego już po pierwsze turze wyborów prezydenckich wynika, że wiele wydatków na kampanię prezydencką zostało sprytnie splecionych z kosztami kampanii parlamentarnej. Fundacja Batorego zajęła się jedynie wydatkami na kampanię reklamową, bez uwzględniania kosztów funkcjonowania sztabów. - Sztaby będą się broniły, że dostawały rabaty. Jednak jeżeli ktoś dostaje rabat w wysokości 80 procent, to my to traktujemy jako darowiznę rzeczową - tłumaczy Marcin Walecki z Fundacji.

Autorzy raportu dysponują także informacjami, że do promocji kandydatów mogły być wykorzystywane środki publiczne. Przykłady są po obu stronach – pilski sztab wyborczy Donalda Tuska rezyduje w biurze posła PO, Adama Szejnfelda, zaś przedstawiciel sztabu Lecha Kaczyńskiego, wiceprezydent Żor, załatwia kampanijne sprawy w swoim gabinecie w urzędzie miasta.