Jak będzie wyglądać Polska po 23 września? Od kilku tygodni pokazujemy namiastkę tego co czeka nas po bardzo prawdopodobnej wygranej Sojuszu Lewicy Demokratycznej w wyborach parlamentarnych. Jest wiele regionów w Polsce, gdzie Sojusz niepodzielnie sprawuje władzę. Dwa tygodnie temu odwiedziliśmy Kujawy, tydzień temu pokazaliśmy sposób sprawowania władzy przez radnych SLD w Łodzi. Dziś przyszedł czas na Śląsk i Pomorze.

Słupsk

Słupsk nazywany jest czerwonym regionem. Po wyborach niewiele tam może się zmienić, bo już dziś niepodzielnie w mieście rządzi lewica. Partia ma też dwóch posłów w Sejmie. Gdy w całej Polsce poparcie dla SLD spadało do 25 procent, w regionie słupskim utrzymywało się na poziomie 40 procent. Ludzie lewicy są więc spokojni o wyniki wyborcze. Opozycja twierdzi, że lewica politycznie z nią nie rywalizuje, to ludzie lewicy walczą sami ze sobą. Opozycjoniści uważają, że miejscowy Sojusz dzieli przeszłość. W partii są liberałowie – niegdyś młodzieżówka SLD, są byli milicjanci, wojskowi i funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. To właśnie przedstawiciele tych grup spierają się ze sobą najczęściej. Sami zaś członkowie Sojuszu, niechętnie mówią o konfliktach. Twierdzą, że są to programowe spory, które nie powinny wychodzić na zewnątrz. A jednak coś wychodzi. Na sesji rady miasta zdarza się, że radni SLD głosują przeciwko propozycjom lewicowego zarządu. „Wszystko to powoduje, że słupski samorząd zaczyna być coraz bardziej niepoważnie postrzegany przez słupskie społeczeństwo” – uważa Zbigniew Konwiński z opozycji. Jego zdaniem tarcia i spory są najbardziej widoczne przed zbliżającymi się wyborami. Głośny skandal wybuchł kilka miesięcy temu. Radni SLD przyznali tytuł honorowego obywatela miasta pierwszemu wojewodzie słupskiemu Janowi Stępniowi. Wówczas okazało się że były partyjny działacz wygłaszał przed laty antysemickie mowy. O bohaterze tego i bohaterach innych skandali opowiada ze Słupska nasz reporter Adam Kasprzyk:

Członkowie tej partii oraz ludzie blisko związani z lewicą zajmują w mieście wiele intratnych stanowisk. O jakie stanowiska chodzi sprawdzał również Adam Kasprzyk:

Dodajmy, że miejscowi działacze Sojuszu liczą na trzy mandaty w Sejmie i wcale nie przeszkadza im to, że Słupsk znalazł się w jednym okręgu z silną i wielką Gdynią.

Czeladź

Czeladź to niewielkie miasto w województwie śląskim, które zasłynęło z osoby burmistrza, a raczej jego apanaży. Burmistrz 36-tysięcznego miasta zarabiał tyle, ile prezydent Łodzi czyli ponad 12 tysięcy złotych brutto. Choć ustawa kominowa obcięła pensje nad wyraz dobrze zarabiającym samorządowcom, burmistrz nie odczuł tego specjalnie w swoim portfelu. W głosowaniu, w którym obowiązywała dyscyplina partyjna, burmistrzowi przyznano nagrodę roczną w wysokości 36 tysięcy złotych. Przeciwko burmistrzowi wystąpiła jedna radna z klubu SLD, Danuta Walczak. Za karę usunięto ją z klubu, a jako powód podano złamanie dyscypliny partyjnej. Radna, pytana o burmistrza Kazimierza Jakóbczyka, mówi o korupcji, nepotyzmie i o tym, że burmistrz rządzi niepodzielnie miastem jak „afrykański kacyk”: "Dziś również powtarzam, że to jest korupcja, bo to jest wykorzystywanie swojego stanowiska dla korzyści materialnych i osobistych. Człowiek, który szybko zdobywa władzę staje się silny, ogarnia go gigantomania" – twierdzi radna Walczak. Burmistrz odrzuca oskarżenia: "Etycznie jestem czysty. To radna Walczak jest chora na władzę, mówi nieprawdę, toczy niezrozumiałą krucjatę" - odpowiada Kazimierz Jakóbczyk. Sąd partyjny SLD unieważnił wyrzucenie z klubu radnej Danuty Walczak, A co stało się pieniędzmi, które dostał burmistrz? O tym w relacji Przemysława Marca, który rozmawiał z Kazimierzem Jakóbczykiem:

Rada powiatowa SLD wyraziła wotum nieufności wobec burmistrza, a jego sprawę miał załatwić poseł Andrzej Szarawarski, szef SLD w województwie śląskim. Szarawarski przyznaje, że burmistrz okazał "pewną słabość, jeśli chodzi o wynagrodzenia". Jego zdaniem Jakóbczyk poniósł za to kilka porażek: "Chciał kandydować i nie został zakwalifikowany przez odpowiednie gremia. Trudno jest podjąć jednoznaczną decyzję. Czy przekreślić człowieka tylko za to, że w sprawach jego osobistych apanaży okazał się mało odporny na pokusy typu pieniądze?" Kazmierz Jakóbczyk twierdzi, że nikt go nie ukarał, bo nie ma za co: „Może poseł Szarawarski tak widzi ze swojego punktu widzenia, bo jemu trudno tak oceniać nie będąc na miejscu. Sądzę, że nie okazałem żadnej słabości, nie naruszyłem żadnych zasad, żadnych norm” – twierdzi burmistrz. O kandydowaniu do Sejmu Jakóbczyk mówi, że nie miał zamiaru startować w wyborach. I kto mija się z prawdą...? Tak czy inaczej rekomendacji partyjnej burmistrzowi nie cofnięto i nadal rządzi też lewicą w Czeladzi.

Jak tanio poseł SLD może wynająć lokal?

rys. RMF FM

16:00