Ekipy ratunkowe rozpoczęły akcję ratunkową, mającą na celu wydobycie co najmniej 116 osób, znajdujących się w łodzi podwodnej "Kursk", która od dwóch dni spoczywa na dnie Morza Barentsa. Poinformował o tym rosyjski minister obrony Igor Siergiejew.

Operacją ratunkową kieruje osobiście dowódca Floty Północnej, admirał Wiaczesław Popow. Akcja przebiega opornie, gdyż Rosjanie nie dysponują nowoczesnym sprzętem ratunkowym. Pomoc zaoferowali Amerykanie, Brytyjczycy oraz Norwegowie, jednak jak do tej pory Moskwa nie odpowiedziała na te oferty. Pentagon mógłby wysłać na miejsce specjalną mini łódź podwodną, schodzącą na głębokość 1500 m, która wyniosłaby załogę na powierzchnię. Problem w tym, że amerykańska łódź nie nadaje się do akcji ratunkowej na rosyjskiej jednostce - jej śluzy najprawdopodobniej nie będą pasować do kadłuba rosyjskiego statku.

Jedynym sposobem uratowania stuosobowej załogi "Kurska" jest właśnie użycie miniaturowych ratunkowych łodzi podwodnych - twierdzi Bernard Prezelin, francuski ekspert w dziedzinie okrętów wojennych. Rosja ma łódź podwodną klasy India, która wyposażona jest w dwa batyskafy. Mogłyby one przetransportować małe grupki podwodniaków z uszkodzonego okrętu na powierzchnię morza.

Brytyjscy specjaliści od łodzi podwodnych uważają, że na uratowanie załogi Kurska ratownicy mają tylko dwie doby. Po tym czasie uszkodzony okręt zostanie kompletnie zalany.

13:50