Dwie twarze rządu - jedna zapowiada wzrost akcyzy paliwowej, druga obiecuje, że klienci stacji benzynowych nie będą płacić więcej. Jak to możliwe? Poprzez ręczne sterownie rynkiem.

Premier chce zmusić koncerny paliwowe, by obniżyły swoje marże. Jeśli to nie poskutkuje, może na przykład ustalić maksymalne ceny za litr paliwa albo wprowadzić podatek od zysków w handlu paliwami.

Zmuszanie rafinerii, by obniżały swoje marże, czyli rezygnowały z części zysków, nie może podobać się akcjonariuszom; już sama wzmianka o takiej możliwości sprawiła, że spadł kurs akcji koncernów.

Wprawdzie większość Polaków ma nie akcje, a samochody, ale i dla nich niższa wartość papierów giełdowych może mieć znaczenie: Wiele milionów ludzi jest w otwartych funduszach emerytalnych, a one też są zaangażowane w akcje obu spółek - wyjaśnia Mariusz Malinowski, który o rynkach paliwowych pisze w „Gazecie Wyborczej”. Na tej ingerencji mogą więc ucierpieć nasze przyszłe emerytury.

Ale groźny w skutkach może być także pozytywny efekt tego ręcznego regulowania mechanizmów rynkowych – czyli obniżka cen. Po tańsze polskie paliwo przyjeżdżaliby bowiem sąsiedzi z innych krajów, a wówczas nas czekałyby kolejki podobne do tych z lat 80.

Państwo nie powinno ingerować w to, co się dzieje na rynku - podkreśla Malinowski. Próba sztucznego wpływania na ceny może się bowiem odbić potężną czkawką całej gospodarce.