Według najnowszych doniesień co najmniej trzech syryjskich żołnierzy zginęło, a sześciu odniosło obrażenia w wyniku ataku izraelskich samolotów bojowych na syryjskie radary rozmieszczone w Libanie. Do napaści doszło zaraz po północy w centrum Libanu w górzystym regionie Dar el Baidar, gdzie armia syryjska rozmieściła swoje bazy wojskowe. W odpowiedzi Syria postawiła w najwyższy stan gotowości trzydzieści pięć tysięcy swoich żołnierzy stacjonujących w Libanie.

Armia Izraela wydała oświadczenie potwierdzające atak na cele syryjskie w odwecie za zabicie izraelskiego żołnierza przez islamskie ugrupowanie Hezbollah, które cieszy się poparciem Iranu i Syrii. Rzecznik izraelskiej armii wyjaśnił, że samoloty zaatakowały "jedynie czysto wojskowe, izolowane cele syryjskie, unikając ofiar wśród cywilów". Izrael ostrzegł Liban i Syrię, która utrzymuje w tym kraju 35 tys. swoich żołnierzy, że nie będzie dłużej tolerował dalszych ataków tego ugrupowania. "Izraelskie samoloty zaatakowały wojskowe stacje radarowe Syrii na północ od autostrady Bejrut-Damaszek w odpowiedzi za ostatnie ataki terrorystyczne" - głosi wspomniane oświadczenie armii Izraela. "Syria dalej zachęca do terroryzmu wobec Izraela i armia izraelska nie może tolerować ataków Hezbollahu, który działa pod mecenatem syryjskiego rządu" - stwierdza się w oficjalnym komunikacie izraelskiej armii. Poniedziałkowy nalot był pierwszym izraelskim atakiem na pozycje syryjskie poczynając od 1996 roku. Premier Libanu Rafik al-Hariri potępił akcję Izraela określając ją jako "poważną agresję przeciwko Libanowi i Syrii". Wezwał on społeczność międzynarodową, aby podjęła szybkie działania dla ograniczenia reperkusji nowych napięć, które mogą przybrać "niebezpieczne rozmiary". Ostrzegł on również Izrael przed "generalną konfrontacją". Jego zdaniem bombardowanie stacji w górach pod Bejrutem to dowód, iż nowy premier Izraela Ariel Szaron prowadzi niebezpieczną politykę, zarówno wobec Palestyńczyków jak i państw ościennych. Atak na syryjskie stacje radarowe w poważnie zaniepokoił bliskowschodnich obserwatorów. Według źródeł wojskowych nalot prowadziły cztery samoloty izraelskie, dokonując trzech nawrotów. Odpalono sześć rakiet w syryjską stację radarową i jedną w pobliskie pozycje wojsk syryjskich rozlokowanych pod wzgórzem przy autostradzie Damaszek-Beirut, ok. 35 km na wschód od stolicy Libanu.W odpowiedzi na izraelską operację syryjska obrona użyła rakiet przeciwlotniczych. Informacje o ataku potwierdziła libańska policja. Premier Szaron tłumaczył, że akcje takie, jak dzisiejszy nalot to jeden z niewielu skutecznych sposobów na powstrzymanie terroru na Bliskim Wschodzie. "Państwo Izrael i wszyscy jego mieszkańcy od czasu spotkania w Camp David stoją przed trudną walką - walką przeciwko palestyńskiemu terroryzmowi za Zachodnim Brzegu i islamskiemu - na północy kraju. Uważam, że jedynie szybka reakcja i twarde stanowisko w tej sprawie mogą doprowadzić do przywrócenia pokoju" - oświadczył Szaron. Akcją Izraela są zaniepokojone nie tylko państwa arabskie. Francja, Niemcy i Stany Zjednoczone wezwały wszystkie strony konfliktu do jak największej wstrzemięźliwości ubolewając nad pogarszającą się sytuacją. Od września zeszłego roku konflikt na Bliskim Wschodzie pochłonął już około 500 ofiar śmiertelnych. Aż kilka tysięcy osób zostało rannych. Posłuchaj relacji Eli Barbura, korespondenta sieci RMF FM w Tel Avivie:

20:35