Zdecydowane zwycięstwo konserwatywnej partii Likud Ariela Szarona w wyborach w Izraelu potwierdza, że kraj ten jest najbliższym sojusznikiem USA na Bliskim Wschodzie. To nieoficjalna opinia Białego Domu. Waszyngton sugeruje, że polityka Izraela wobec Palestyńczyków zgodna będzie z planem pokojowym George'a W. Busha.

Spektakularny sukces Likudu i klęska Partii Pracy to wyniki załamania się koncepcji „ziemia za pokój”, będącej podstawą wszystkich poprzednich układów z Palestyńczykami.

Szef rządu chce najpierw zdławić terror, a potem dopiero rozpocząć rozmowy o utworzeniu państwa palestyńskiego w tymczasowych granicach. Jednocześnie Amerykanie mieliby pomóc Izraelowi w przezwyciężeniu trudności ekonomicznych.

Wszystkie te elementy pozostają w całkowitej zgodzie z intencjami Waszyngtonu, który po ewentualnej zwycięskiej wojnie z Irakiem zdoła też zapewne przekonać do nich umiarkowane kraje arabskie.

Układ sił w Knesenie będzie przedstawiać się następująco: partia Szarona Likud - 37 mandatów, Partia Pracy - 19, centrowa Zmiana (Szinui) - 15, Sefardyjska Partia Strażników Tory (Szas) - 11. Narodowa Partia Religijna będzie mieć 6 mandatów, Zjednoczenie Narodowe - 7, Yisrael B'Aliya (Izrael z Imigracją) - dwa, Merec - 7, Narodowe Zgromadzenie Demokratyczne (Balad) - 3, Demokratyczny Front na rzecz Pokoju i Równości (Hadasz) - 4 i Zjednoczona Lista Arabska - 2 posłów.

W praktyce oznacza to, że partie izraelskich "jastrzębi" w sumie zapewniły sobie 67 miejsc. Ugrupowania centrowe, wraz z Partią Pracy i Szinui mogą natomiast liczyć na co najwyżej 53 mandaty.

17:45