Już czwarty rok trwa w Instytucie Pamięci Narodowej śledztwo w sprawie fałszowania przez Służbę Bezpieczeństwa dokumentów kompromitujących Lecha Wałęsę. Prokurator nie przesłuchał ani jednego esbeka. Śledztwem nie zainteresowali się też autorzy książki o współpracy byłego prezydenta z SB - donosi "Gazeta Wyborcza".

Śledztwo, które wszczął gdański IPN w 2004 r., bada działalność funkcjonariuszy SB pracujących w latach 1981-84 w komórce rozpracowującej Wałęsę. Wyłącznym zadaniem zespołu - jak wynika z wewnętrznych akt bezpieki - było fabrykowanie materiałów, aby skompromitować Wałęsę jako tajnego współpracownika SB.

Mamy kopie pewnych dokumentów, ale nie mogę ujawnić, co to za materiały - mówi prowadzący sprawę prok. Mirosław Roda. Według dziennika najprawdopodobniej chodzi o jedno doniesienie tajnego współpracownika "Bolka", dwa pokwitowania odbioru pieniędzy i notatkę funkcjonariusza ze spotkania z "Bolkiem". Te dokumenty prokuratura kwalifikuje jako fałszywki.

Roda przyznaje, że na razie nie przesłuchał żadnego z funkcjonariuszy zespołu ani ich przełożonych. Nie wie też, kiedy zakończy śledztwo.

Wczoraj wieczorem telewizja publiczna wyemitowała film pt. „TW Bolek”. Lech Wałęsa zapowiedział, że wytoczy nadawcy proces, w którym zażąda 20 milionów złotych odszkodowania, bo jego zdaniem dokument zawiera nieprawdziwe informacje. Autorzy książki "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" Piotr Gontarczyk i Sławomir Cenckiewicz opowiadali w filmie głównie o tym, w jaki sposób książkę pisali i dlaczego zajęli się sprawą przeszłości byłego prezydenta. Ich zdaniem Lech Wałęsa w latach 1970-1976 był tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Bolek”. Tezę tę potwierdził kolega Wałęsa ze Stoczni Gdańskiej Józef Szyler oraz esbek współprowadzący teczkę „Bolka” Janusz Stachowiak.