Pierwsze cztery fotoradary w Polsce zostały oznaczone żółtym kolorem, by kierowcy wiedzieli, że w tym miejscu jest mierzona prędkość. Na pierwszy ogień poszedł ten w Alei Stanów Zjednoczonych na wysokości ulicy Międzynarodowej w Warszawie. Inspekcja Transportu Drogowego po przejęciu masztów i fotoradarów rozpoczęła ich przystosowanie do obowiązujących przepisów.

Kolejne fotoradary pstrykają zdjęcia jadącym zbyt szybko kierowcom na wylotówkach na Gdańsk, Lublin i na Ursynowie przy Pileckiego. Co najmniej przez kilka najbliższych tygodni możemy być pewni, że jeśli na swojej drodze zobaczymy żółtą obudowę fotoradaru, to w środku jest urządzenie.

O tym, że są sprawne, podczas pierwszego lipcowego weekendu boleśnie przekonało się aż pół tysiąca kierowców w samej Warszawie.

Odnotowaliśmy aż 502 kierowców, którzy przekroczyli dopuszczalną prędkość o ponad 30 km/h - mówił rzecznik Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego Alvin Gajadhu.

Ostatni weekend to już mniej, bo 300 podobnych przekroczeń prędkości. Może kierowcy zaczęli przejmować się fotoradarami. Na pewno szybciej przybywać będzie na nowo oznakowanych masztów, niż samych fotoradarów. Dopiero jesienią inspekcja planuje ogłosić przetarg na zakup 300 nowych urządzeń. W ciągu 36 miesięcy mają zniknąć z polskich dróg puste skrzynki na fotoradary.

Urządzenia, które są w dyspozycji Inspekcji Transportu Drogowego, pracują 24 godziny na dobę. Zdjęcia pojazdów przekraczających dozwoloną prędkość są przekazywane drogą elektroniczną do inspekcji, która może wystawić kierowcy mandat. Teraz na wystawienie mandatu jest 180 dni, wcześniej służby miały 30 dni.