Przywódcy 25 państw Unii Europejskiej w tym Polski przyjęli kompromisowy tekst Traktatu Konstytucyjnego. We wstępie do tego dokumentu nie będzie - jak chciał nasz kraj - odniesienia do Boga lub chrześcijaństwa.

Konstytucja mówi o tym, co będzie głosowane większością głosów, a gdzie poszczególne kraje będą miały prawo weta. Będzie to możliwe w takich dziedzinach jak obronność, podatki i sprawy socjalne.

Konstytucja nie daje Polsce takiej samej pozycji jak Traktat z Nicei. Nie mamy takich samych możliwości blokowania niekorzystnych dla nas decyzji. Możemy natomiast odwołać się do specjalnego mechanizmu zabezpieczającego przed dyktatem wielkich krajów, by przeciągać dyskusje domagając się lepszego dla nas rozwiązania spornej kwestii. Nie jest to jednak możliwość zablokowania decyzji.

Nie udało się także wprowadzić do preambuły konstytucji odwołania do wartości chrześcijańskich, mimo że walczyliśmy o to do ostatnich minut szczytu. Nikt nas nie poparł. Anonimowy polski dyplomata uznał ostateczny tekst konstytucji za sukces, ponieważ nasz kraj zachował prawa do wpływania na decyzję Unii, takie jakich się domagaliśmy.

Decyzje w Unii zapadać mają przy poparciu co najmniej 15 państw, reprezentujących 65 procent ludności wspólnoty. Blokować nowe prawa mogą co najmniej cztery państwa, mające 35 procent ludności. Ma to zapobiegać narzucaniu przez większe państwa swej woli krajom mniejszym.

Projekt konstytucji zgłosiła Irlandia. Zawarte w nim przepisy stanowiły wyraźny ukłon w stronę małych krajów Unii. Gra toczyła się również o większość, konieczną przy podejmowaniu decyzji na przykład w dziedzinie unijnej polityki zagranicznej. Problemem jest także wyłonienie nowego szefa Komisji Europejskiej, następcy Romano Prodiego.