Biegły językoznawca pomógł rozbić 10-osobową siatkę dilerską w Krakowie. Przestępcy sprzedawali narkotyki, ale robili to tak dyskretnie, że nie można było ich złapać na gorącym uczynku. Wpadli, gdy udało się rozszyfrować slang, którym się posługiwali.

Marihuana – jak wyjaśnia prokurator Bogusława Marcinkowska – była nazywana kotem, kwiatkami, natką zieloną, siejuchą. Kokainę z kolei dilerzy określali jako coś bardzo fajnego, lepszego. Haszysz w narkotykowym slangu funkcjonował zaś jako czekoladka.