Kilkaset firm nie może sprzedawać karetek, śmieciarek i przyczep - informuje "Gazeta Wyborcza". Zmieniły się bowiem zasady dopuszczania do ruchu pojazdów specjalizowanych. Do dziś oficjalnie nie wiemy, kto ma się tym zajmować - alarmują producenci. Ministerstwo Transportu wciąż nie wydało regulujących ten problem przepisów.

Pojazdy specjalizowane to samochody produkowane w niewielkich partiach, często na indywidualne zamówienie, np. pojazdy komunalne, budowlane, karetki, a nawet przyczepki samochodowe.

Dotychczas takie pojazdy wyjeżdżały z zakładu z kompletem dokumentacji do okręgowej stacji kontroli pojazdów. Tam wykonywano badania techniczne i jeśli wypadły pomyślnie, pojazd można było zarejestrować w wydziale komunikacji. Koszt badania technicznego nie przekraczał 200-300 zł, a procedura trwała jeden dzień, bo stacji kontroli w regionie jest kilkanaście
- mówi Dariusz Olszewski ze skarżyskiej firmy Tevor, która zatrudnia 70 osób i rocznie buduje około 150 pojazdów specjalistycznych.

22 czerwca weszło w życie rozporządzenie ministra transportu, budownictwa i gospodarki morskiej - dostosowujące polskie prawodawstwo do unijnej dyrektywy - dotyczącej zasad homologacji i dopuszczenia pojazdów do ruchu. Nowe przepisy nie dopuszczają już badania w stacjach kontroli pojazdów. W rozporządzeniu jest mowa o tzw. jednostkach uprawnionych, których listę minister ogłosi w obwieszczeniu. Ale do dziś go nie ma - mówi Olszewski.

O problemie już od jesieni sygnalizowało Stowarzyszenie Producentów Części Motoryzacyjnych i Pojazdów. Jego szef - Antoni T. Dąbrowski - mówi, że nastąpił paraliż procesu homologacji, a dla producentów oznacza to bankructwo. Problem może dotyczyć nawet 800 firm, nie tylko producentów samych pojazdów, ale też ich wyposażenia - wylicza.

Składamy na ministra transportu skargę do premiera. Taka działalność szkodzi polskiej gospodarce - zapowiada Antoni T. Dąbrowski.