Nie zważają na żadne znaki, bo twierdzą, że u nich są inne. Tak według mieszkańców Zakopanego i tamtejszych służb tłumaczą się Rosjanie, Ukraińcy czy Białorusini, którzy tłumnie przyjechali pod Tatry świętować tu prawosławne Boże Narodzenie. Goście ze Wschodu parkują gdzie popadnie, nawet na środku skrzyżowania. I przysparzają wielu kłopotów straży miejskiej w stolicy Tatr. Problemy są także z odpłatnością za leczenie pacjentów zza wschodniej granicy, którzy trafiają do zakopiańskiego szpitala.

Najlepiej widać to w Kuźnicach. Mimo dwóch znaków zakazu obcokrajowcy podjeżdżają wprost pod dolną stację kolejki na Kasprowy. Nie patrzą na znaki, wjeżdżają - mówi strażnik miejski reporterowi RMF FM Maciejowi Pałahickiemu. On i jego koledzy ze straży zakładają blokadę za blokadą. Założyli blokady, powiedzieli, że nie można tu wjeżdżać samochodem. My nie widzieliśmy znaku, nikt nam nie powiedział, że nie można tu jeździć - ripostują rosyjscy turyści, zaskoczeni blokadą na kole.

Górali już jednak nic nie dziwi. Widzieli Rosjan jadących pod prąd i środkiem potoku. Byli też tacy, którzy chcieli wjechać wprost na Kasprowy. U nich wszystko możliwe - śmieje się zakopiańczyk.

Sytuacja jednak wcale nie jest zabawna. Zeszłej nocy pod pociąg wjechał samochód na rosyjskich numerach. Auto jest zniszczone, cudem nikomu nic się nie stało.

Jak dowiedział się nasz reporter, ponad 90 procent wszystkich interwencji zakopiańskiej straży miejskiej dotyczy właśnie gości zza wschodniej granicy.

Zakopiański szpital oblężony przez pacjentów ze Wschodu

O tym, jak popularne jest w tym roku wśród naszych wschodnich sąsiadów Zakopane, można się przekonać także... w szpitalu. Każdego dnia - jak ustalił Maciej Pałahicki - kilkudziesięciu rosyjskojęzycznych pacjentów, głównie narciarzy, szuka pomocy u zakopiańskich lekarzy.

Lekarze albo dogadują się po angielsku, albo muszą sobie jeszcze z podstawówki przypomnieć język rosyjski - mówi dyrektor medyczny szpitala Marian Papież. Mamy nawet sale już wydzielone: sale kobiece rosyjskojęzyczne czy sale męskie - dodaje.

Największe problemy są z odpłatnością za leczenie, bo nie wszystkie wschodnie firmy ubezpieczeniowe są solidne. Dlatego część pacjentów musi za siebie płacić sama. Ja rozumiem, że są problemy, bo firmy ubezpieczeniowe mają dużo pracy i szpital także, ale mnie ręka boli i chcę, żeby ktoś udzielił mi pomocy - denerwuje się jeden z pacjentów z Ukrainy, który ponad godzinę czekał na potwierdzenie, że jego ubezpieczyciel pokryje koszty leczenia w Zakopanem.