Czy można w tym samym momencie być w dwóch miejscach jednocześnie? Niektórzy górniczy związkowcy potrafią – mogą w Warszawie negocjować z wiceministrem gospodarki i pracować pod ziemią. Fikcyjne zjazdy pomagają zdobyć górniczą emeryturę – pisze „Gazeta Wyborcza”.

29 maja oraz 1 i 13 czerwca w Warszawie odbywały się burzliwe negocjacje górniczych związków z przedstawicielami rządu. Spierano się o wypłatę górnikom nagród z zeszłorocznych zysków. Porozumienie podpisano 13 czerwca. Na listach obecności, które związkowcy podpisywali w stolicy, figuruje Ryszard Baczyński, szef "Solidarności" w Katowickim Holdingu Węglowym.

Ale nazwisko Baczyńskiego jest też w komputerowej ewidencji górników, którzy 29 maja, 1 i 13 czerwca pracowali pod ziemią w katowickiej kopalni Wieczorek. Górnicy we wszystkich kopalniach mają dyskietki, dzięki którym system komputerowy rejestruje ich pracę pod ziemią. Jeśli komputer zarejestruje zjazd, ale nie odnotuje wyjazdu, to sygnał, że górnik mógł ulec wypadkowi. Wtedy rozpoczyna się akcję ratunkową.

Skoro Baczyński negocjował z rządem, ktoś musiał odbić jego dyskietkę. Po co? Im górnik więcej pracuje pod ziemią, tym wyższą ma potem emeryturę. O fikcyjnych zjazdach wie Dominik Kolorz, szef górniczej "Solidarności". Zapewnia jednak, że to margines. Dodaje, że jeśli zarzuty "Gazety Wyborczej" się potwierdzą, wezwie do siebie przewodniczących struktur zakładowych i zażąda, by do podobnych sytuacji już nie dochodziło.