Pęknięte ściany, zniszczone podłogi i okna, wreszcie odchylone od pionu budynki - tak wyglądają miejsca zaznaczone szkodami górniczymi. Występują głównie na Śląsku i w Zagłębiu. Zetknęli się z nimi także mieszkańcy regionu wałbrzyskiego, gdzie węgla już się nie wydobywa, i mieszkańcy okolic Bogdanki na lubelszczyźnie.

Do Sądu Okręgowego w Katowicach w ubiegłym roku wpłynęło ponad 400 spraw dotyczących szkód górniczych. Tego typu sprawami sądy zajmują się od 7 lat, czyli od momentu wejścia w życie nowego prawa geologicznego. Przed 1994 rokiem spory dotyczące likwidacji szkód górniczych rozstrzygane były przed specjalnymi komisjami, które mieściły się w Bytomiu, Gliwicach i Katowicach. Zanim jednak dojdzie do rozprawy sądowej osoba lub instytucja, u której wystąpiły szkody, może zawrzeć ugodę z kopalnią. Jeśli jednak do niej nie dojdzie, sąd najpierw ustala czy rzeczywiście dane szkody spowodowane są działaniem kopalni. Jeśli potwierdzą to biegli, kopalnia musi zlikwidować szkody, albo zapłacić odszkodowanie. Niektóre ze spraw udaje się zakończyć już po miesiącu czy dwóch. Ale są też i takie, które ciągną się latami. Proces jednego z mieszkańców Bytomia toczy się od 8 lat, ponieważ od samego początku sporu obie strony nie mogą się porozumieć. W 1993 roku mężczyzna zgłosił, że powstały u niego szkody górnicze: pęknięcia tynków ścian, sufitów, zdeformowanie stolarki okiennej i zdruzgotanie posadzek. Jego zdaniem przyczyną powstania takich uszkodzeń w jego mieszkaniu w bloku na drugim piętrze były m.in. wstrząsy górnicze. Przedstawiciele kopalni uznali jednak, że powodem powstania uszkodzeń są wady konstrukcyjne budynku. W czasie tej walki raz zmieniły się przepisy prawa geologicznego, dwa razy kopalnia zmieniła nazwę, pięć razy zmieniali się prowadzący sprawę sędziowie, wreszcie kilkanaście razy biegli sporządzali opinię. Tylko poszkodowany ciągle jest ten sam.

Zaczyna się od rysy

Zaczyna się zwykle od niewielkiej rysy na ścianie lub suficie. Może się skończyć - pękniętą ścianą, zniszczoną podłogą albo odchylonym od pionu budynkiem. W jednym z takich zniszczonych szkodami górniczymi budynku - zaledwie kilkanaście metrów od Urzędu Miasta w Katowicach był reporter radia RMF FM Marcin Buczek:

W budynku mieści się czytelnia, obecnie nieczynna. Trwa w niej usuwanie szkód górniczych. Po wejściu do pomieszczenia można zauważyć pęknięcia na ścianach i suficie. Są tam już "przemurownia" – inaczej nazywane szyciem murów – to zabieg, w którym stare pęknięte cegły zastępowane są nowymi. Firmy, które usuwają szkody górnicze nie narzekają na brak pracy.

Skutki wybierania węgla

Szkody dają się też we znaki mieszkańcom z okolic Lubina i Polkowic, gdzie wydobywa się rudy miedzi. Z jednej strony przyczynami powstawania szkód, tak jest np w zagłębiu miedziowym, są wstrząsy spowodowane techniką wydobywania rud miedzi. Ale przede wszystkim szkody biorą się stąd, że w skutek wybierania złoża powodujemy nierównomierne obniżanie się powierzchni. Te obniżenia mogą być znaczne – od roku 1945 śródmieście Bytomia obniżyło się o 7 metrów. Żeby zmniejszyć obniżanie się ziemi w miejsce wybranego węgla wtłacza się zwały żwiru piasku i kamieni, czyli tak zwaną podsadzkę, ale ponieważ to wiele kosztuje, stosuje się ją rzadko, poza tym i tak mogą zostać szczeliny. Jak mówi profesor Jerzy Kwiatek z Głównego Instytutu Górnictwa w Katowicach – tutejsi mieszkańcy do szkód się już przyzwyczaili. Skutki szkód górniczych nie są niebezpieczne, ale bywają uciążliwe.

Czy problem szkód górniczych może prowadzić do podziału wśród mieszkańców? Co na to kopalnia? Na te pytania odpowiemy w popołudniowym Obrazie Dnia o 16:45. Słuchajcie RMF FM.

Foto Marek Adamik RMF FM Katowice

15:00