Półtora tysiąca gdańskich stoczniowców nie dostało wypłat za kwiecień. Pracownicy weszli już w spór zbiorowy ze Stocznią Gdańską S.A. Spółka deklaruje, że pieniądze wypłaci w dwóch ratach - do 17 i 27 maja. Związkowcy nie ukrywają, że jeśli obietnice nie zostaną spełnione, mogą nawet rozpocząć protest. "Będziemy się bronić" - mówi Karol Guzikiewicz ze stoczniowej "Solidarności".

Stoczniowcy przyznają, że po raz pierwszy od ponad pół roku nie dostali nawet zaliczek wynagrodzenia za swoją pracę. Zarząd o kłopotach finansowych mówi niewiele. Wynagrodzenia za kwiecień zostaną wypłacone w dwóch transzach. Pierwsza zostanie uruchomiona w tym tygodniu, a druga najpóźniej do 27 maja. Zakład, podobnie jak wiele firm w branży, przeżywa problemy związane z płynnością finansową. Zarząd spółki wspólnie z właścicielami pracuje nad rozwiązaniem problemu, który jest efektem kryzysu w branży okrętowej - mówi Aldona Dybuk, rzecznik prasowy Stoczni Gdańsk S.A.

Nieoficjalnie wiadomo, że tylko na pierwszą transzę potrzeba mniej więcej 6 milionów złotych. Związkowcy zapowiadają, że jeśli w piątek nie zobaczą pieniędzy na kontach, rozpoczną walkę. Będziemy czekać do poniedziałku rano. Będziemy żądać zwołania natychmiastowo komisji trójstronnej. Wyjaśnienia tego - czy publicznie, czy przy drzwiach zamkniętych - z ministrem. Niewykluczone, że będziemy musieli rozpocząć protest i tutaj w Gdańsku, i również może w Warszawie. Więc my będziemy się bronić. Całe problemy polegają na tym, że stocznia poniosła dużą stratę budując statki niewyposażane i właściciele,czyli Skarb Państwa i większościowy udziałowiec z Ukrainy, muszą tę dziurę jak najszybciej zasypać, żeby nie groziło najgorsze - mówi Karol Guzikiewicz ze stoczniowej "Solidarności".

Problemy zakładu przekładają się jednak także na spółki budujące konstrukcje do wież wiatrowych czy konstrukcje stalowe. Według naszych informacji, pieniędzy nie dostali także pracownicy innych spółek wchodzących w skład grupy kapitałowej, do której należy stocznia. W sumie to około 2200 osób.