Stoczniowcy z Gdańska jadą do Brukseli, aby bronić swojej firmy. Komisja Europejska domaga się bowiem zamknięcia dwóch z trzech pochylni w celu zmniejszenia mocy produkcyjnej zakładu. W przeciwnym razie grozi odebraniem ponad 100 milionów zł dotacji.

Do Brukseli jedzie minimum 100 osób - powiedział RMF FM stoczniowiec Karol Guzikiewicz. To ma być symboliczna pikieta, a nie manifestacja. Symbolika polega na tym, że w rocznicę Sierpnia stoczniowcy po raz pierwszy jadą nie do Warszawy, ale do Brukseli - dodał.

W lipcu br. Komisja Europejska postawiła ultimatum, dając Polsce miesiąc na przedstawienie planów redukcji mocy produkcyjnych Stoczni Gdańsk. KE żąda zamknięcia dwóch z trzech pochylni. Jeśli to nie nastąpi, gdański zakład będzie musiał zwrócić pomoc publiczną, jaką dostał od polskiego rządu po 1 maja 2004 r., czyli po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Może chodzić o kwotę nawet 100 mln zł.

Ministerstwo Gospodarki, udzielając 20 sierpnia Komisji Europejskiej odpowiedzi, uznało, że aby Stocznia Gdańsk była rentowna, potrzebne są dwie pochylnie.

Komisja wciąż analizuje przesłane przez rząd polski dokumenty, a nieoficjalnie w Brukseli mówi się, że KE podejmie decyzję nawet dopiero w drugiej połowie października.