"Mapy potrzeb zdrowotnych, na podstawie których mają być przyznawane kontrakty na leczenie, są pełne absurdów i błędów" - pisze w weekendowym wydaniu "Gazeta Wyborcza". "Ministerstwo Zdrowia jednak wcale się ich nie wstydzi" - podkreśla dziennik.

"Zapis o konieczności sporządzenia map potrzeb zdrowotnych, na podstawie których NFZ będzie przyznawać kontrakty na leczenie, wszedł do ustawy zdrowotnej w lipcu 2014 r., kiedy ministrem zdrowia był Bartosz Arłukowicz. PiS dorzucił do tego jeszcze IOWISZ, czyli instrument oceny wniosków inwestycyjnych w sektorze zdrowia. Te wnioski też mają być oceniane m.in. na podstawie map"- wyjaśnia "Wyborcza". Podkreśla, że mapy trzeba uznać za wpadkę. "Po pierwsze, wcale nie mówią o potrzebach zdrowotnych, tylko o bazie łóżkowej w szpitalach. Po drugie, liczą po 1,3-1,5 tys. stron każda. Za dużo, by urzędnicy, którzy dzielą pieniądze, znaleźli czas i chęć, by wszystko przeczytać. Po trzecie, mapy zawierają sprzeczne informacje i błędy wskazujące, że ich autorzy nie znają podstaw matematyki" - wylicza.

Jak wyglądają absurdy, które pojawiają się w mapach? "Z map wynika, że oddziały, które mają zero łóżek i nie leczą chorych, nie są rzadkością. Zdarza się to m.in. w endokrynologii, hematologii, nefrologii, kardiologii, alergologii czy gastrologii. Częste są też oddziały jednołóżkowe" - czytamy w "GW". To oczywisty absurd. Oddział, który ma jedno łóżko albo nie ma ich wcale, po prostu nie jest oddziałem - komentuje Marek Balicki, były minister zdrowia.

W weekendowym wydaniu "GW" także:

- Poloniści: Odłożyć reformę szkół

- Buntu u Kaczyńskiego nie będzie

(mn)