Chirac posunął się za daleko - tak część obserwatorów w samej Francji komentuje paternalistyczną "lekcję dobrego wychowania", jaką prezydent Jacques Chirac postanowił dać krajom kandydującym do UE, które poparły politykę USA wobec Iraku.

"Warszawie nie podobają się lekcje dawane przez Paryż" - czytamy na pierwszej stronie "Le Figaro". Dziennik sugeruje, że mimo fasadowej deklaracji na szczycie w Brukseli, Europa jest coraz bardziej podzielona. Zdaniem gazety, list brytyjskiego premiera Tony'ego Blaira w obronie krajów kandydujących do Unii, był jawnym "afrontem wobec Chiraca".

Myślę, że głównym problemem francuskiej dyplomacji jest dziś chęć upokorzenia sojuszników, poczynając od USA a kończąc na krajach kandydujących do UE. Nie wiem do końca komu bardziej przydałaby się lekcja „siedzenia cicho" - stwierdził w czasie burzliwej debaty w telewizji były doradca poprzedniego prezydenta Francji. Inni obserwatorzy twierdzą, że Chirac po prostu powiedział prawdę. Jeszcze inni sugerują natomiast, że francuskiemu przywódcy być może woda sodowa uderzyła do głowy po tym, jak znalazł się na liście kandydatów do pokojowej Nagrody Nobla.

Przypomnijmy: Chirac oskarżył kraje Europy Środkowo-Wschodniej o „zbyt pośpieszne poparcie amerykańskiego stanowiska”, uznał je za krok "infantylny", stwierdził, że jesteśmy "źle wychowani" i że "straciliśmy okazję, by siedzieć cicho". Jeżeli zaczyna się wyrażać swoje stanowisko bez uzgodnienia z całością, do której się chce przystąpić, to nie jest to postępowanie w pełni odpowiedzialne, a w każdym razie nie świadczy o dobrym wychowaniu. To słowa francuskiego prezydenta.

foto RMF

09:50