Prezydent Andrzej Duda miał polecieć z Karpacza do Wisły helikopterem, a nie jechać limuzyną – donosi „Fakt”. Plany pokrzyżowała jednak pogoda. Dziennik informuje ponadto, że według planów, 4 marca, Andrzej Duda miał lecieć do Wrocławia samolotem, stamtąd do Karpacza głowę państwa dowieźć miała limuzyna. Z kolei do Wisły zaplanowany był przelot śmigłowcem.

Prezydent Andrzej Duda miał polecieć z Karpacza do Wisły helikopterem, a nie jechać limuzyną – donosi „Fakt”. Plany pokrzyżowała jednak pogoda. Dziennik informuje ponadto, że według planów, 4 marca, Andrzej Duda miał lecieć do Wrocławia samolotem, stamtąd do Karpacza głowę państwa dowieźć miała limuzyna. Z kolei do Wisły zaplanowany był przelot śmigłowcem.
Prezydent Andrzej Duda /TAMAS KOVACS /PAP/EPA

"Fakt", docierając do rozmówcy z rządu, informuje, że "od czasów Smoleńska częściej nie można, niż można" latać śmigłowcami. Dlatego też Andrzej Duda zamiast helikopterem, miał zostać przetransportowany do Wisły limuzyną.

Dziennik, powołując się na informatora z BOR, zaprzecza, że feralna opona, która pękła w prezydenckim samochodzie, nie nadawała się do użycia. Miała ona trafić do tzw. IV kategorii zużycia, co zgodnie z procedurą wewnętrzną, oznacza, że nadaje się do przejazdu jeszcze prawie 3 tys. km - zaznacza dziennik.   

Doniesienia prasowe w sprawę groźnego incydentu z udziałem prezydenta przeanalizuje zespół kontrolny MSWiA - mówi w rozmowie z "Faktem" wiceszef resortu spraw wewnętrznych, Jarosław Zieliński.

Przypomnijmy, że do groźnego incydentu z udziałem Andrzeja Dudy doszło w czasie przejazdu prezydenckiej kolumny autostradą A4, na terenie woj. opolskiego. Andrzej Duda jechał z Karpacza, auto poruszało się z prędkością autostradową. W okolicach Lewina Brzeskiego k. Opola pękła tylna opona w prezydenckiej limuzynie. Andrzejowi Dudzie, ani żadnej z towarzyszących mu osób nic się nie stało.

Do tej pory szefostwo BOR wszczęło postępowanie dyscyplinarne wobec dwóch pracowników stacji obsługi pojazdów, którzy 3 marca dopuścili samochód do jazdy. Zwolniono również szefa wydziału transportu.


W weekendowym wydaniu dziennika "Fakt" ponadto:

- Matka z biedy porzuciła synków

-Tajemnicza śmierć rolnika

- Zarządca stadniny w Janowie Podlaskim miał pilnować cennej klaczy




(dp)