Warszawiacy mieszkający przy Świętokrzyskiej i Szkolnej, którzy zostali ewakuowani po katastrofie na budowie metra nie wrócą dziś do domów. Wciąż nie wiadomo, dlaczego osunęła się tam ziemia. Możliwe, że przyczyną wypadku była awaria wodociągu.

400 metrów sześciennych ziemi osunęło się niedaleko dwóch bloków w pobliżu Świętokrzyskiej i Szkolnej. Wykop pod metro znajduje się kilka metrów od tych budynków, dlatego trzeba było ewakuować około stu osób. Choć jeden z bloków odchylił się tylko o kilka milimetrów, to nie ma możliwości, by mieszkańcy mogli dziś wrócić do swoich domów. Niektórzy przenocują w hotelach, miejsca w których zapewniło im miasto. Reszta prawdopodobnie znajdzie sobie miejsca u rodziny i znajomych. Najwcześniej jutro okaże się, kiedy będą mogli wrócić do siebie.

Duża część mieszkańców bloków przy szkolnej i Świętokrzyskiej prosi o możliwość wejścia choć na chwilę do swoich mieszkań po najpotrzebniejsze rzeczy. Większość się na to zdecyduje. Bierzemy pod uwagę to, że duża liczba osób pracuje, więc spodziewamy się zwiększenia ilości takich próśb - mówi w rozmowie z naszym reporterem pani Anna z punktu informacyjnego.

Osunięcie się ziemi wywołało poważne problemy komunikacyjne w stolicy. Trzeba było wstrzymać ruch samochodów na Marszałkowskiej - jednej z głównych ulic miasta. Przed godziną 13 częściowo udało się go przywrócić - samochody mogą już jechać w kierunku Mokotowa. Początkowo planowano, że ruch w stronę Żoliborza zostanie przywrócony około godz. 15. Ostatecznie Marszałkowską udało się udrożnić kilka minut po godz. 16. Na jezdni w kierunku północnym ułożono tam nową instalację tramwajową. Ma ona zastąpić te tory, które zostały uszkodzone przy osunięciu się ziemi.

Ruch w okolicach miejsca, gdzie doszło do awarii, wróci do normy dopiero w poniedziałek. Dzisiaj służby otworzą tylko dwa z czterech pasów ulicy Marszałkowskiej. Prace naprawcze zakończą się dopiero w weekend. 

Koszty naprawy pokryje wykonawca II linii metra

Wiadomo już, kto zapłaci za usuwanie szkód powstałych w wyniku awarii. Będzie to wykonawca drugiej linii metra, a ściślej mówiąc jego ubezpieczyciel. Zanim jednak dojdzie do rozliczeń finansowych, trzeba dokładnie ustalić, jak doszło do osunięcia się ziemi. Nie wiadomo bowiem, czy grunt podmyła woda z uszkodzonego wodociągu, czy może to zapadająca się ziemia przerwała magistralę.

Wiceprezydent Warszawy Jacek Wojciechowicz tak jak w przypadku poprzedniej awarii na budowie metra mówi, że całe zdarzenie to wypadek przy pracy. Podkreśla też, że w stolicy panują bardzo trudne warunki do prac geologicznych. Nie wygląda to na błąd - mówi o osunięciu się ziemi. Oczywiście, niczego na ten moment nie mogą wykluczyć - zastrzega. Przy tak dużych pracach oczywiście zmieniają się naprężenia gruntu i wtedy może dochodzić do podobnych zjawisk - przekonuje.

Na razie nie wiadomo, co doprowadziło do rozszczelnienia wodociągu na budowie - powiedział rzecznik konsorcjum budującego metro Mateusz Witczyński. Woda zaczęła podmywać część ulicy. Było niebezpieczeństwo, że podmyje część budynków przy ulicy Szkolnej. Wodociąg po awarii został zamknięty. Były informacje na temat wydobywającego się gazu. Nie ma takiego zagrożenia. Być może wyczuwalny był zapach gazu, ale wzięło się to stąd, że przerwana została instalacja gazowa - opisywał. Nie odżegnujemy się od tego, czy to była nasza wina czy czynnika zewnętrznego. Robimy wszystko, żeby ustalić przyczynę awarii - podkreślił. 


Kolejna katastrofa na budowie metra

Dzisiejsze osunięcie się ziemi to już kolejny w ostatnich tygodniach wypadek, do jakiego doszło przy budowie drugiej linii warszawskiego metra. W połowie sierpnia z powodu osunięcia się ziemi w okolicach stacji "Powiśle" trzeba było zamknąć Wisłostradę i Most Świętokrzyski. Koszt naprawy powstałych wtedy szkód i ustabilizowania gruntu pod tunelem dla samochodów może wynieść nawet kilkaset milionów złotych. Z kolei sama budowa metra może opóźnić się nawet o rok.