Opóźnienie daty wejścia Polski do Unii Europejskiej to woda na młyn dla tych polityków, którzy do klubu euroentuzjastów nigdy się nie zapisali. Spory popłoch wywołały ostatnie wypowiedzi liderów Prawa i Sprawiedliwości, którzy uważają, że ważniejsze od tego kiedy wstąpimy do Wspólnoty, jest dziś pytanie na jakich warunkach?

Demonstrowana po wyborach „eurorezerwa” PiS-u ostatecznie zraziła do tej partii polityków Platformy Obywatelskiej. Nie wiadomo jednak, jak na nią zareagują wyborcy. Tymczasem im dalej PiS-owi do PO, tym bliżej do Ligi Polskich Rodzin. Czyżby POPIS miał się teraz przeobrazić w antyeuropejski LIGOPiS?

PiS faktycznie niebezpiecznie zbliżył się w swych poglądach do opcji Romana Giertycha. Nie chodzi mu jednak o połączenie się z Ligą, a raczej o odebranie jej części elektoratu. W przeciwieństwie do LPR politycy PiS-u nie mówią bowiem Brukseli „nie”, mówi natomiast „tak, ale...”.

Prawicowcy spod znaku Kaczyńskich, po względnie udanym dla siebie przebiegu wyborów, uznali, że mają prawo, w imieniu swych wyborców, zgłosić pod adresem negocjatorów długą listę pretensji: Jeżeli dowiadujemy się, że mamy być państwem trzeciej kategorii, bo nawet nie drugiej, w obszarze rolnictwa, jeżeli dowiadujemy się, że rynek pracy w UE będzie dla Polaków przez 7 lat zamknięty, jeżeli dowiadujemy się, że będziemy mieć najwyższy VAT na budownictwo w Europie... - Michał Kamiński wymienia znacznie więcej owych „jeżeli”.

Jednak, zdaniem m.in. lidera SLD Marka Dyducha, są one tylko przebiegłą próbą wykorzystania politycznej koniunktury i nie wynikają bynajmniej z troski o Polskę: To jest cyniczna kalkulacja - sprowadzenie kwestii UE tylko do walki politycznej.

I tu pojawia się pytanie, czy PiS walczy o suwerenność Polski w przyszłej Unii, czy o antyunijny elektorat, a tym samym o silniejszą pozycję na polskiej scenie politycznej?

15:50