Kilka dni mogą potrwać negocjacje nigeryjskich piratów w sprawie okupu za porwanych marynarzy - mówi ekspert od bezpieczeństwa na morzu Sebastian Kalitowski. Szef polskiej dyplomacji Jacek Czaputowicz potwierdził, że konsulat RP w Hamburgu rozmawia w tej sprawie z armatorem, a konsulat w Abudży - stolicy Nigerii - z władzami lokalnymi. Uzbrojona grupa uprowadziła z należącego do niemieckiego armatora statku 11 osób, w tym 8 Polaków, 2 Filipińczyków oraz Ukraińca. Ekspert twierdzi, że piratom zależy na jak najszybszym porozumieniu się i wymianie zakładników na pieniądze. Piraci weszli na pokład w sobotę nad ranem czasu polskiego. Statek płynął z Angoli do nigeryjskiego portu Omme. Gdy był ok. 60 mil morskich od wybrzeża, podpłynęły do niego dwie motorówki. Porywacze wdarli się na pokład i sterroryzowali załogę, która zdążyła przez radio nadać komunikat o problemach.

Aneta Łuczkowska, RMF FM: Czy to jest niebezpieczny obszar?

Sebastian Kalitowski, właściciel firmy zajmującej się bezpieczeństwem na morzu: Wydaje się, że to jeden z najniebezpieczniejszych regionów. Przejął palmę pierwszeństwa od Afryki Wschodniej i teraz te działania pirackie, aktywność piracka w rejonie Afryki Zachodniej jest cały czas poważnym zagrożeniem, z którym międzynarodowa żegluga nie do końca może sobie poradzić.

Co się teraz może dziać z porwanymi marynarzami?

Nigeryjscy piraci przetrzymują załogę w pewnego rodzaju kryjówkach, przygotowanych na lądzie, które są strzeżone przez osoby uzbrojone i czekają na zakończenie procesu negocjacji oraz uzyskanie okupu. Liczą zapewne, że do zapłacenia okupu dojdzie stosunkowo szybko.

Czym to się różni od sposobu działania somalijskich piratów?

Somalijscy piraci w pierwszej kolejności byli zainteresowani uprowadzeniem statku z całym dobrodziejstwem i oczywiście załogą. Zaczęli dostrzegać, że sam statek jest dodatkową wartością, za którą można żądać kilkunastu milionów dolarów okupu, a okupy za załogę były zdecydowanie mniejsze. Uprowadzenie członków załogi statków stało się domeną piratów nigeryjskich.

Czy porwanym członkom załogi grozi niebezpieczeństwo?

To jest sytuacja kryzysowa, to jest sytuacja awaryjna i oczywiście nie byłoby rozsądne powiedzenie, że ci ludzie są całkowicie bezpieczni. Niemniej, obserwując historię, obserwując rozwój wydarzeń, obserwując inne incydenty - jednym z najniebezpieczniejszych jest etap wejścia na burtę statku. Wtedy zdarzało się, że dochodziło do dużej eskalacji przemocy, dochodziło nawet w kilku wypadkach do zabicia członków załogi. Teraz ten okres - okres oczekiwania na okup, oczekiwania w kryjówce - wydaje się okresem stosunkowo bezpiecznym albo bezpieczniejszym niż ten najbardziej nerwowy - i dla piratów, i dla załogi.

Jak piraci kontaktują się potem z kimś, kto mógłby zapłacić okup, z armatorem zapewne?

Korzystają z ogólnie dostępnych źródeł i kanałów łączności - łączność telefoniczna, czasami też można do tego wykorzystać łączność w oparciu o pocztę, ale głównie jest to łączność telefoniczna.

Pamiętam, że jakiś czas temu nawet polskie okręty pływały w rejonie Somalii, by walczyć z tamtejszymi piratami, pojawiali się ochroniarze na pokładach statków, statki również były dozbrajane. Czy to samo dzieje się w rejonie Nigerii?

Właśnie nie do końca jest tak. Oczywiście misja Atalanta funkcjonuje od wielu lat w rejonie Rogu Afryki. Nota bene, akurat sama obecność sił międzynarodowych w postaci okrętów nie przyniosła rozwiązania piractwa w tamtym regionie albo obniżenia liczby ataków, bo do takich zdecydowanie doszło, ale to, co pani redaktor wspomniała, wprowadzenie i pojawienie się uzbrojonej ochrony na statkach. Pamiętam, gdy realizowaliśmy takie pierwsze tego typu zadania w 2009 roku, Międzynarodowa Organizacja Morska (IMO) bardzo negatywnie patrzyła, i bardzo obawiała się tego, że obecność uzbrojonych ochroniarzy spowoduje eskalację przemocy, co w pewien sposób było absurdalnym myśleniem - eskalacja przemocy ze strony piratów, że piraci staną się jeszcze bardziej brutalni, zaczną używać innego sprzętu, co w rzeczywiście nie było prawda, bo oni w momencie ataku i tak używają wszystkiego co mają na burcie, tego samego sprzętu, uzbrojenia. 

To było jedno z takich zagrożeń, wątpliwości, które dostrzegał IMO. Drugą obawą było to, że obecność uzbrojonych ludzi na pokładach statku spowoduje zagrożenie dla marynarzy. Może dochodzić do różnych sytuacji, takich ludzkich, stresowych, gdzie może dochodzić do tzw. "friendly fire", osoby mogą sięgać po broń. To też okazało się całkowicie płonne, bo jest to dobrze zorganizowane. Członkowie z uzbrojonych zespołów bezpieczeństwa mają swoje zasady użycia broni, są dostosowani całkowicie i współpracują z życiem okrętowym, regulaminem, który panuje na statku, z tymi wszystkimi czynnościami, więc nie było to zasadne. Ale obecność uzbrojonych ochroniarzy na statkach pozwoliła obniżyć to zagrożenie, do którego dochodzi w rejonie Rogu Afryki i tych ataków jest dużo mniej. Jeżeli chodzi o Afrykę Zachodnią - tam sytuacja wygląda nieco bardziej skomplikowanie ze względu na to, że Nigeria trzyma pod swoją pieczą bezpieczeństwo w tamtym rejonie, czy niebezpieczeństwo - można powiedzieć - i nie dopuszcza do obecności międzynarodowych firm, które świadczą usługi związane z ochroną statków. Jedynie jest w stanie dopuścić nieuzbrojonych konsultantów. Ta ochrona jest realizowana przez miejscowe siły.

Jak się szkoli marynarzy i członków załogi do zachowania w takiej sytuacji, jak atak piratów?

Moja firma w 2009 roku jako jedna z pierwszych na świecie wprowadziła tego typu szkolenia, w których udało nam się bazować na doświadczeniu kapitanów, którzy dowodzili statkami w takich sytuacjach. Dzięki moim doświadczeniom taktycznym i doświadczeniom dotyczącym wiedzy wywiadowczej udało się opracować kurs, na podstawie którego marynarze uczą się, jak postępować w stresie, kiedy znajdą się w sytuacji, gdy - jest to symulowane podczas kursu - ktoś strzela, ktoś krzyczy. Uczą się rozpoznawać podejrzane jednostki, uczą się, jak funkcjonować w czasie długotrwałego stresu, jak nauczyć się - w przypadku kapitana czy oficerów - dowodzić statkiem i jak wytrwać w takiej sytuacji długotrwałego stresu i jak postępować w przypadkach innych, niż jesteśmy w stanie w jakiś sposób przewidzieć.

Wiem, że marynarze są instruowani, że w sytuacji, kiedy coś widzą, że zbliżają się piraci, albo że piraci wchodzą na statek, powinni nie stawiać oporu i wszystkie cenne przedmioty położyć na wierzchu, bo jest szansa, że oni je zabiorą i sobie pójdą.

W tym rejonie, o którym rozmawiamy, tam oczekiwania piratów są znacznie większe. Oni wiedzą, że to nie tylko jest zegarek, który ściągnął członek załogi, czy mówiąc kolokwialnie kasa okrętowa, która się znajduje u kapitana, ale wiedzą doskonale, że członkowie załogi są też - mówiąc brzydko - towarem, za który można oczekiwać jakiegoś okupu i sięgają po to z powodzeniem, bo od wielu lat w tamtym rejonie do takich ataków pirackich i uprowadzeń dochodzi. Zresztą nie tylko na morzu, bo w rejonie Nigerii, jeżeli przyjrzelibyśmy się portalom informacyjnym, w zasadzie codziennie pojawiają się informacje, że do takich uprowadzeń dochodzi.

Dzisiaj też ukazał się raport Międzynarodowej Izby Handlowej, który mówi o tym, że jest rekordowo niska liczba ataków w tym roku, rekordowo niska liczba porwań statków. Ale mimo wszystko ponad 40 takich wydarzeń w samym rejonie Nigerii - to mało, dużo?

W ubiegłym roku - o ile dobrze kojarzę - było 191 incydentów pirackich na całym świecie,  więc tak liczba jest mniejsza, ale nie rozwiązuje to zagrożenia dla bezpieczeństwa żeglugi, po prostu ono jest i mam wrażenie, że mimo wszystko ono będzie istniało i będzie ciężkie do rozwiązania na wielu akwenach tego świata.

Jak wygląda współczesny pirat? Bo to nie jest człowiek z drewnianą nogą i papugą na ramieniu...

Jeżeli rozmawiamy o Somalii, to byli bardzo często ludzie niewykształceni, którzy nie potrafili posługiwać się bronią, która wyglądała wyjątkowo fatalnie; uwiązana sznurkiem, niezabezpieczona. Jeżeli chodzi o Nigerię, to ci piraci są nieco lepiej zorganizowani. Często posiadają jakieś doświadczenie wynikające z licznych konfliktów klanowych. Posiadają lepsze uzbrojenie, często posiadają jakieś przeszkolenie wojskowe, więc jak gdyby można powiedzieć, że są większymi profesjonalistami.

To można porównać do gangu czy organizacji terrorystycznej?

Cały czas możemy się cieszyć, że nie można postawić znaku równości pomiędzy piratem a terrorystą. Mimo że chwilami, czy to jedni, czy drudzy piraci usiłują dodawać temu przestępczemu działaniu jakiejś większej legendy. Tak było w przypadku Somalii, że chodzi o ochronę zasobów ryb w tamtym rejonie i uniemożliwienie połowów, bezprawnych połowów przez światowe statyki do połowów. Jak chodzi o rejon Delty Nigru, ciągle ci piraci są przestępcami, którzy są zainteresowani tylko tym, żeby dostać pieniądze, a nie zabijać, nie wysadzać i nie powodować terroru, nie siać strachu.

(j.,ph,ł)