Ściganie w Polsce szwajcarskiego bankiera Jürga H., który uciekł z naszego kraju jest bezcelowe. Tak mówią w rozmowie z reporterem RMF FM ludzie związani z poszukiwaniem osób, za którymi wystawiono Europejski Nakaz Aresztowania. Według nich, szwajcarski bankier nigdy do naszego kraju nie wróci.

Jak nieoficjalnie usłyszał nasz reporter, Szwajcar przyjechał do Warszawy po swoją żonę. Zresztą został przez policję zatrzymany w jej mieszkaniu. Teraz oboje zniknęli. Całą sytuację - z orzekaniem przez sąd w jego sprawie, a dodatkowo zwrócenie mu kaucji - określają zgodnie - kuriozum.

Podkreślają, że w historii ich wieloletniej pracy w wyłapywaniu osób ściganych ENA, nie zdarzyło się jeszcze, by sąd nie zastosował wobec zatrzymanych aresztu.

Sprawa była przegrana już wtedy, gdy sędzia zdecydował jedynie o dozorze wobec podejrzanego - mówili wzburzeni. Przywołali także przykłady, gdy sądy przy - mając o wiele bardziej błahe podstawy - aresztowali zatrzymanych. Decyzji sądu w sprawie bankiera kompletnie nie rozumieją.   

Uciekł do Szwajcarii

Jürg H. - według informacji naszego reportera - od miesiąca przebywa w Szwajcarii. Pojechał tam z Polski samochodem. Koledzy bankierzy nazwali go Robin Hoodem, bo doradca prezesa Bayernu Monachium Hoenessa, stał się symbolem walki w obronie krajowego systemu bankowego. Szwajcarzy twierdzą, że niemiecki fiskus sięga już za daleko. Tak myśli też prawnik Jürga H., który ogłosił, że zarzuty pomagania Hoenessowi w oszustwach podatkowych są bezpodstawne. Były szef Bayernu Monachium odsiaduje wyrok za unikanie płacenia podatków w Niemczech.

Mężczyzna, jeden z dyrektorów prywatnego banku Vontobel, jest podejrzewany o pomoc w oszustwach finansowych w związku ze sprawą Uliego Hoenessa. Bankier przez lata handlował na zlecenie Hoenessa walutami. Jest podejrzewany o pomoc w ukrywaniu podatków byłego prezesa klubu sportowego. Mowa jest o 38 milionach euro.