Dziewięć osób zginęło, a ponad 30 zostało rannych wczoraj wieczorem w zamachu bombowym w pobliżu amerykańskiej ambasady w Limie. Według komentatorów, atak ma związek z planowaną na sobotę wizytą w Peru prezydenta Stanów Zjednoczonych. George W. Bush zapewnił, że nie odwoła wizyty.

Wybuch wstrząsnął Limą o godzinie 4.45 czasu warszawskiego (w Peru był wieczór). Eksplodowały samochody-pułapki, ustawione na parkingu, kilka przecznic od ambasady USA, przy centrum handlowym. Ucierpiały okoliczne domy; spłonęły też trzy samochody. Wśród ofiar jest mały chłopiec, przejeżdżający w chwili wybuchu ulicą na deskorolce.

Obserwatorzy wiążą zamach z planowaną na sobotę wizytą w Peru prezydenta USA. Bush ma przebywać w Limie 17 godzin. Z prezydentami Peru, Kolumbii i Boliwii oraz wiceprezydentem Ekwadoru będzie rozmawiać na temat wspólnej walki z terroryzmem i handlem narkotykami. Amerykański prezydent zapewnił gospodarzy, że nie odwoła wizyty w Peru.

Nikt nie przyznał się do zamachu. Reuters pisze jednak, że atak przypomina podobne akty terroru organizowane tam przez lewackie ugrupowania partyzanckie, jak Świetlisty Szlak czy Tupac Amaru w latach 80. i 90. XX wieku, W czasie rebelii zginęło co najmniej 30 tysięcy Peruwiańczyków.

rys. RMF

10:30