Dorota, której szczątki znaleziono zakopane w ubiegłym tygodniu w Warszawie, nigdy nie chodziła do szkoły - ustalił reporter RMF FM. Dziewczyna była niepełnosprawna, miała między innymi wodogłowie. Prawdopodobnie zmarła 3 lata temu, dziś miałaby 12 lat.

Dziewczynka nigdy nie trafiła do szkoły ze względu na bardzo wysoki stopień niepełnosprawności. Dyrekcja zaproponowała więc nauczenie indywidualne. Rodzice jednak się na to nie zdecydowali, a szkoła nie może ich do tego zmusić.

Od 2005 roku nikt nie wiedział co dzieje się z Dorotą. Dyrekcja szkoły, do której miała chodzić tłumaczy, że działała zgodnie z prawem. Problemem są jednak niejasne przepisy. Nie ma w tej konkretnej sytuacji , konkretnego zapisu ustawodawcy co z tym zrobić - tłumaczy Zbigniew Konczewski naczelnik wydziału edukacji warszawskiej dzielnicy Ursus. Matkę dziewczyny wiele razy wzywano do szkoły, powiadomiono również policję.

Według rzecznika Ministerstwa Edukacji Narodowej wina nie leży w przepisach, bo te są jasne. To dyrekcja musi kontrolować, czy dzieci chodzą do szkoły. Jeśli nie jest w stanie tego robić musi zawiadomić sąd rodzinny - tłumaczy Grzegorz Żurawski. Ja nie znam jasnego zapisu w ustawie nakazującego dyrektorowi zawiadomienie sądu rodzinnego. Przypomnę, że w tej konkretnej sytuacji dyrektor szkoły zawiadomił sąd rodzinny - odpowiada Konczewski.

W rzeczywistości jednak w ustawie nie ma o tym nawet słowa. Gdy nasz dziennikarz zwrócił na to uwagę, rzecznik odesłał go do kodeksu o postępowaniu w sprawach nieletnich.

W ubiegły czwartek stołeczni policjanci zatrzymali cztery osoby, które mogą mieć związek ze śmiercią nastolatki. Ciało niepełnosprawnej dziewczynki znaleziono zakopane w ogródku obok domu. Funkcjonariusze zatrzymali 44-letnią matkę dziewczynki, 49-letniego konkubenta kobiety oraz dwóch braci Doroty.