Aż jedna czwarta fotoradarów wyłapuje tylko najcięższe przewinienia. Czemu? By inspekcja drogowa miała mniej pracy – wynika z ustaleń "Dziennika Gazety Prawnej". Rząd nie widzi problemu.

Sprawa dotyczy dziś około setki z 400 działających przy drogach rejestratorów - ustalił dziennik. 

Z informacji gazety wynika, że Główny Inspektorat Transportu Drogowego stosuje system rotacyjny: co jakiś czas zmienia fotoradary, na których ustawia wyższe limity prędkości. Zmiana parametrów dokonywana jest zdalnie, zatem kierowcy nie mogą wiedzieć, gdzie wolno bezkarnie mocniej wcisnąć pedał gazu. Szansa na oszukanie fotoradarowego systemu jest jednak spora - czytamy.

Dziennik wyjaśnia, po co są stosowane te manipulacje. Jeśli na drodze obowiązuje ograniczenie do 70 km/h, to urządzenie, zamiast robić zdjęcie, gdy auto jedzie ponad 80 km/h, może je zrobić dopiero przy ponad 100 km/h. W ten sposób ogranicza się liczbę przypadków, którymi potem musieliby się zająć pracownicy inspekcji obsługujący fotoradary. Rząd i GITD zgodnie tłumaczą, że takie praktyki wynikają z niedoskonałości przepisów i niedostatecznej wydajności systemu. Inaczej mówiąc, jest za mało inspektorów, którzy zajęliby się analizą zdjęć i prowadzeniem postępowań wobec kierowców - zaznacza dziennik.

Cały artykuł w najnowszym wydaniu "Dziennika Gazety Prawnej".

(mal)