Były nieprawidłowości w nadzorze nad rodziną zastępczą z Łęczycy w Łódzkiem. To wstępne wnioski prokuratury w Łowiczu - dowiedziała się dziennikarka RMF FM Agnieszka Wyderka. Śledczy sprawdzają, jak kontrolowano rodzinę po tym, gdy wyszło na jaw, że opiekunowie znęcali się nad pięciorgiem dzieci i wykorzystywali je seksualnie.

Oprócz pracowników Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie konsekwencje za to, że rodzina zastępcza była niewystarczającą nadzorowana mogą ponieść urzędnicy Starostwa Powiatowego w Łęczycy. To oni powinni sprawdzać, jak działa PCPR i czy pracownicy - przede wszystkim kierownik centrum -wywiązują się ze swoich obowiązków. Wcześniej nie brano pod uwagę odpowiedzialności urzędników.

Łowiccy prokuratorzy sprawdzają też wszystkie akta i sprawy sądowe dotyczące dzieci odebranych rodzicom biologicznym i umieszczonych w tej łęczyckiej rodzinie zastępczej. Na razie śledczy nie wskazują, jakie były błędy w nadzorze nad rodziną zastępczą. Prokuratorzy nie określają, czy to były zaniedbania konkretnej osoby, czy też może kontrola była za słaba, bo brakowało pieniędzy na zatrudnienie i pracę koordynatora rodziny.

Zawodowa rodzina zastępcza z Łęczycy sprawowała opiekę nad sześciorgiem dzieci w wieku od 5 do 13 lat. Małżeństwo w wieku 54 ich 59 lat usłyszało zarzuty fizycznego i psychicznego znęcania się nad pięciorgiem podopiecznych. 59-latkowi zarzucono także wykorzystywanie seksualne trzech dziewczynek i dwóch chłopców w wieku od 8 do 13 lat.

Zarzuty w tej sprawie usłyszała także 20-letnia córka małżeństwa. Młodej kobiecie zarzucono znęcanie się nad dziećmi oraz pedofilię wobec 10-letniej dziewczynki.

Mężczyźnie i jego córce grozi kara do 12 lat więzienia, 54-letniej kobiecie - do 5 lat. Podejrzane małżeństwo "zawodowo" było rodzicami zastępczymi od 2007 roku. Czwórka pokrzywdzonych dzieci trafiła do nich w 2009 roku; dwoje kolejnych - w 2012 r.

Na razie troje podejrzanych przebywa w areszcie.

Według prokuratury zebrane w sprawie przemocy w rodzinie dowody są "porażające". Ustalono, że wszystkie dzieci - z wyjątkiem najmłodszej, 5-letniej dziewczynki - były co najmniej od października 2012 roku ofiarami przemocy psychicznej i fizycznej.

Dochodziło do sytuacji, że opiekunowie bili dzieci po twarzy, plecach, pasem i pięściami, zatykali im usta, stosowali kary polegające m.in. na wielogodzinnym staniu na baczność. Dzieciom ograniczano dostęp do jedzenia, kontakt z rówieśnikami i używano wobec nich słów wulgarnych - relacjonował ustalenia śledczych prok. Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej.

Według prokuratury wszystkie z pięciorga pokrzywdzonych dzieci, w tym trzy dziewczynki w wieku od 8 do 10 lat i dwaj chłopcy w wieku 11 i 13 lat, były wielokrotnie molestowane seksualnie przez 59-latka. Czynności seksualnych na jednej z 10-letnich dziewczynek dopuściła się także 20-latka. Jej matka zastraszała podopiecznych. Groziła im, że gdy ujawnią, co dzieje się w domu, dzieci zostaną rozdzielone i trafią do domu dziecka (wszystkie dzieci pochodzą z dwóch rodzin). Jedna z molestowanych dziewczynek jest głuchoniema.

Śledztwo wszczęto po zawiadomieniu złożonym przez pedagoga szkolnego, któremu niektóre z dzieci zdecydowały się opowiedzieć o swej sytuacji. Początkowo dotyczyło znęcania się nad dziećmi, które na przełomie marca i kwietnia zostały odebrane rodzinie zastępczej. Później zawiadomienie złożyła także placówka, do której trafiła jedna z dziewcząt; to dotyczyło już wykorzystywania seksualnego.
Z rodziną były problemy

Kierownik Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie Iwona Zielińska przyznaje, że od samego początku, gdy rodzina A. została zawodową rodziną zastępczą, były z nią problemy.

PCPR twierdzi, że przez 4 lata, gdy rodzina już opiekowała się dziećmi, w domu raz na kwartał pojawiali się pracownicy socjalni z Centrum. Robili wywiady środowiskowe. Zgodnie z przepisami, koordynator powinien pomagać rodzinie zastępczej. Także on powinien ją sprawdzać. W tej chwili prawo pozwala mu mieć pod opieką nawet 30 rodzin zastępczych lub rodzinnych domów dziecka.

Kierownik PCPR przyznaje, że pierwsze sygnały, że w rodzinie z Łęczycy dzieje się źle, Centrum miało w październiku ubiegłego roku. Był jednak potrzebny czas na nawiązanie kontaktu z dziećmi - tłumaczy Zielińska.

(mpw)