Dwuletni Adaś, który trafił w stanie głębokiej hipotermii do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie za dwa dni zostanie wypisany do domu. Chłopiec kończy leczenie na oddziale rehabilitacji, wcześniej kilkanaście dni spędził na oddziale intensywnej opieki medycznej. Wyleczenie chłopca uznawane jest w świecie medycyny za cud.

Dwuletni chłopczyk w nocy z soboty na niedzielę 29-30 listopada był pod opieką babci i wymknął się z domu. Poszukiwania dziecka ruszyły w niedzielę rano. Chłopca, który był w samej piżamce, znalazł nad brzegiem rzeki, kilkaset metrów od zabudowań, zastępca komendanta komisariatu w Krzeszowicach Michał Godyń. Zaniósł je do najbliższego domu i tam prowadził reanimację do czasu przyjazdu karetki i transportu dziecka do szpitala.

Tuż po przywiezieniu do szpitala chłopczyk, który był wychłodzony do 12,7 stopni C., został podpięty do urządzenia, które umożliwia tzw. pozaustrojowe utlenowanie krwi. Po wybudzeniu ze śpiączki, do którego doszło po trzech dniach, przez pewien czas oddychał za pomocą respiratora.

Już pod koniec grudnia lekarze informowali, że rehabilitacja intelektualna chłopca przebiega dobrze. Chłopiec wspaniale kontaktuje się z rodzicami. Mówi, tak jak mówił, a w nowym otoczeniu zaczyna uczyć się nowych słów, jest coraz bardziej aktywny. Intelektualnie jest bez zarzutu i to najbardziej nas cieszy. Ale przez wiele tygodni, a może miesięcy, będzie musiał dochodzić do pełnej sprawności fizycznej; to jest rzecz normalna po takich przeżyciach - mówił prof. Janusz Skalski.

Według specjalistów uratowanie osoby po takim wychłodzeniu organizmu graniczy z cudem. Dr Tomasz Darocha z Centrum Leczenia Hipotermii Głębokiej, które działa w Szpitalu Specjalistycznym im. Jana Pawła II mówił, że dotąd najbardziej wychłodzona osoba - kobieta ze Skandynawii - której udało się pomóc, miała 13,7 stopni C.

(abs)