Ostatnie wydarzenia na Bliskim Wschodzie to temat numer jeden w arabskiej i izraelskiej prasie. W izraelskich mediach dominuje przekonanie, że to lider Autonomii Palestyńskiej Jaser Arafat jest odpowiedzialny za krwawe akty terroru. Z kolei prasa arabska całą winą obarcza Stany Zjednoczone i Izrael.

„Najwyższy czas, dać Arafatowi ultimatum" - pisze „Haaretz”. Nieważne, kto oficjalnie przyznaje się do krwawych zamachów - Hamas czy Dżihad - bo to i tak ręce Arafata ociekają krwią. Komentator izraelskiej gazety przypuszcza, że Arafat musiał wiedzieć wcześniej o precyzyjnie zaplanowanych i bezlitośnie wykonanych atakach terrorystów-samobójców w Jerozolimie i Hajfie. "I nawet nie ruszył palcem, by ich powstrzymać" – czytamy w dzienniku. Z kolei niemal wszystkie bliskowschodnie gazety przystąpiły do ataku na Izrael i Stany Zjednoczone. Zdaniem arabskich mediów, to właśnie polityka obu tych krajów leży u podstaw ostatniego rozlewu krwi. "Stany Zjednoczone raz jeszcze zareagowały błyskawicznie, by potępić Arafata za przemoc, ale przez długi czas zachowywały milczenie na temat mordowania palestyńskich dzieci przez izraelską armię" - pisze „Saudi Gazette”. Dla Waszyngtonu jest to tym bardziej bolesne, że Arabia Saudyjska jest postrzegana jako jeden z najwierniejszych arabskich sojuszników USA. W Zjednoczonych Emiratach Arabskich gazeta „Al Bayan” podkreśla, że to właśnie Izrael swoją brutalną polityką sprowokował Palestyńczyków do desperackich ruchów. "Społeczność międzynarodowa i Stany Zjednoczone muszą zrozumieć jedno - naród palestyński doszedł do wniosku, że tylko opór i walka prowadzą do celu" - to kolei cytat z katarskiego dziennika „Al Raya”. O nastrojach w świecie arabskim świadczy najlepiej fragment artykułu z rządowej egipskiej gazety „Al Akhbar”: "Niech ten rzeźnik Szaron wreszcie pojmie, że izraelska krew wcale nie ma wyższej ceny, niż palestyńska".

15:40