Ratownicy TOPR na pokładzie śmigłowca przetransportowali trójkę turystów - dwóch mężczyzn i kobietę - którzy utknęli pod Przełęczą pod Chłopkiem w rejonie Morskiego Oka. Chwilę później toprowcy musieli zwieźć z Kasprowego Wierchu mężczyznę, który mimo dolegliwości sercowych wybrał się na wycieczkę w góry. Problemy miały też dwie turystki w Tatrach Zachodnich. Kobietom na pomoc musieli ruszyć słowaccy ratownicy.

Ratownicy TOPR na pokładzie śmigłowca przetransportowali trójkę turystów - dwóch mężczyzn i kobietę - którzy utknęli pod Przełęczą pod Chłopkiem w rejonie Morskiego Oka. Chwilę później toprowcy musieli zwieźć z Kasprowego Wierchu mężczyznę, który mimo dolegliwości sercowych wybrał się na wycieczkę w góry. Problemy miały też dwie turystki w Tatrach Zachodnich. Kobietom na pomoc musieli ruszyć słowaccy ratownicy.
Zdj. ilustracyjne /Maciej Pałahicki /Archiwum RMF FM

Jeden z trójki turystów, którzy utknęli pod Przełączą pod Chłopkiem, nie miał z sobą raków alpinistycznych i czekanów. Pozostała dwójka posiadała sprzęt, ale najprawdopodobniej zabrakło im odpowiednich umiejętności.

Grupa na szczęście nie odniosła żadnych obrażeń, choć niewiele brakowało, by ich wycieczka zakończyła się tragicznie. Kobieta poślizgnęła się i zaczęła spadać po bardzo stromym śnieg w kierunku Kazalnicy. W ostatniej chwili złapał ją mąż i zapobiegł upadkowi z wysokości kilkuset metrów. Po tym zdarzeniu małżeństwo i towarzyszący im inny turysta doszli do wniosku, że nie są w stanie samodzielnie zejść z tego miejsca i wezwali pomoc.

Problemy miały też dwie turystki w Tatrach Zachodnich. Kobiety spadły na słowacką stronę z grani między Jarząbczym a Kończystym Wierchem. Dodzwoniły się do polskich służb ratowniczych i z tego co mówiły wynikało, że są bardzo mocno poobijane.

Do turystek dotarli śmigłowcem słowaccy ratownicy. Kobiety zostały przetransportowane do szpitala.

27-latka i jej o 5 lat starsza koleżanka zjechały po stromym, oblodzonym stoku około 200 metrów. Po drodze spadły z kilkumetrowej wysokości skalnego progu. Jedna z nich ma poważne urazy głowy i twarzy. Na kilka minut straciła przytomność. Miała także urazy kończyn - prawdopodobnie kila złamań. Kiedy słowaccy ratownicy do niej dotarli, była już przytomna. Pierwsza została śmigłowcem przewieziona do szpitala w Liptowskim Mikulaszu. Jej koleżanka była w lepszym stanie - miała uraz głowy i złamaną rękę. Lekarze określają jej stan jako dobry.

Ratownicy raz jeszcze przypominają, że w wyższych rejonach Tatr panują trudne, zimowe warunki. Trzeba mieć odpowiedni sprzęt do takiej wędrówki. Można powiedzieć, że obligatoryjnie w takim okresie należy mieć raki alpinistyczne i czekany - mówi zastępca naczelnika TOPR Edward Lichota.

(az, mpw)