Nie żyją 33-letni bandyta i jego 17-letnia dziewczyna, którzy zabarykadowali się w bloku przy ul. Cegielnianej 14 w Sanoku. Ich ciała znaleźli antyterroryści, którzy przypuścili szturm na mieszkanie. "To prawdopodobnie samobójstwo" - poinformował rzecznik podkarpackiej policji Paweł Międlar.

Przed godziną pierwszą zapadła decyzja, że o pierwszej policjanci wejdą do mieszkania, w którym był mężczyzna podejrzewany o udział w zabójstwie w Międzybrodziu. Wejście policyjnych antyterrorystów poprzedzone było wezwaniami do otwarcia drzwi, do poddania się. Mimo wielokrotnych wezwań przez megafon ani mężczyzna, ani kobieta, którzy byli w mieszkaniu, nie zareagowali. Zapadła wówczas decyzja o siłowym wejściu do mieszkania. Policjanci wyważyli drzwi. W mieszkaniu znaleźli ciała obojga. Mężczyzna i kobieta prawdopodobnie popełnili samobójstwo - relacjonował akcję antyterrorystów komisarz Paweł Międlar. Podkreślił, że dopiero po szczegółowych badaniach będzie można stwierdzić, kiedy dokładnie zmarła para.

Jak dodał, w mieszkaniu znaleziono również broń - pistolet i długą broń myśliwską.

Na miejscu jest prokurator, który pracuje nad zabezpieczeniem śladów.

Wcześniej reporter RMF FM Maciej Grzyb donosił, że około godziny 1:15 w bloku słychać było głos negocjatora, a zaraz potem rozległy się odgłosy eksplozji dwóch granatów hukowych. Padły także strzały. W tej samej chwili wszyscy policjanci zabezpieczający teren wybiegli z samochodów. Przed blok podjechały następnie radiowóz i karetka pogotowia. Dwadzieścia minut później do pobliskiego budynku gimnazjum nr 4, w którym ulokowano sztab dowodzenia, weszło kilkudziesięciu antyterrorystów, którzy przez cały dzień przygotowywali się do szturmu.

Tuż przed godziną drugą w nocy ponownie zaświeciły się uliczne latarnie w okolicy bloku, które kilka godzin wcześniej zostały wyłączone.

Policyjna akcja trwała kilkanaście godzin

Policja interesowała się 33-latkiem w związku z zabójstwem, do którego doszło dzień wcześniej w Międzybrodziu niedaleko Sanoka. W czwartek przed południem przed blok przy ul. Cegielnianej 14 podjechali funkcjonariusze z wydziału kryminalnego. Nie mieli jednak zadania zatrzymania mężczyzny - mieli jedynie zrobić rozpoznanie, bo z Rzeszowa jechała już brygada antyterrorystów. Podejrzewano bowiem, że mężczyzna może być uzbrojony.

Kiedy policjanci pojawili się przed blokiem, napastnik zaczął strzelać do nich z broni krótkiej z okna na trzecim piętrze i zabarykadował się w mieszkaniu. Wraz z nim - dobrowolnie - przebywała tam jego 17-letnia dziewczyna.

Ostatni strzał padł przed południem.

Na miejsce sprowadzono kilkudziesięciu antyterrorystów z Warszawy i Rzeszowa, a także policyjnych negocjatorów z Rzeszowa i Przemyśla. Ci ostatni przed godziną 18 podjęli pierwsze próby nawiązania z bandytą kontaktu. Przebywając na klatce schodowej, gdzie zabarykadował się mężczyzna, krzyczeli do niego, mówili, próbowali dzwonić. Bezskutecznie - przestępca nie reagował ani na prośby, ani na groźby.

Wieczorem policjanci wzmocnili jeszcze ochronę wokół bloku, a na prowadzących do niego alejkach zgaszono światło. Funkcjonariusze zaczęli też instruować mieszkańców bloku i sąsiednich budynków, jak zachować się w razie szturmu na mieszkanie 33-latka.

Policjanci poważnie liczyli się z tym, że oprócz kilku sztuk broni bandyta może mieć także materiały wybuchowe. Jak zawsze w takiej sytuacji trzeba być przygotowanym nawet na niekontrolowany rozwój wypadków. Policjanci są gotowi na każdy scenariusz - zapewniał w rozmowie z naszym reporterem rzecznik podkarpackiej policji.

Powyższy film z miejsca dramatycznych wydarzeń w Sanoku zamieścił portal nowiny24.pl.

Rzecznik KGP: Trzeba przewidywać nieprzewidywalne

Wcześniej również rzecznik Komendy Głównej Policji Mariusz Sokołowski przyznawał, że funkcjonariusze nie wiedzą, jakim arsenałem dysponuje bandyta, więc muszą być przygotowani na każdą ewentualność. Nie wiemy, jaką ma broń, ile tej broni, ile sztuk nabojów, czy wystrzelał już wszystkie, czy nie. Tu trzeba przewidywać nieprzewidywalne. W takiej sytuacji musimy być przygotowani na różne scenariusze. Trzeba było rozpocząć działanie kryzysowe. To jest powołanie sztabu kryzysowego, zaangażowanie innych służb - bo na miejsce ściągnięto i służby pogotowia ratunkowego, i służby pogotowia energetycznego i gazowego - mówił.

Sąsiadka bandyty: To nie jest człowiek, który by się poddał

Wieczorem reporterowi RMF FM Maciejowi Grzybowi udało się porozmawiać na miejscu z sąsiadką 33-latka. Kobieta przewidywała, że próby nawiązania kontaktu z mężczyzną nie przyniosą skutku. Znam go bardzo dobrze. Myślę, że to się tak skończy, że oni pewnie wejdą i wezmą go szturmem. Myślę, że on się nie podda. To nie jest człowiek, który się podda i spokojnie wyjdzie - mówiła.