Policja nie planuje na razie obławy na drapieżnika, który pojawił się w gminie Biała na Opolszczyźnie i zagryzł kilkanaście zwierząt hodowlanych. Zdaniem policji nic nie wskazuje, że zwierzę może być niebezpieczne dla ludzi. Innego zdania jest burmistrz gminy, który powołał sztab kryzysowy i zaapelował, by okoliczni mieszkańcy nie wychodzili po zmroku z domów.

Pierwsze ataki nastąpiły na początku marca. Drapieżnik zaatakował w sumie juz kilka razy. Zawsze było to w nocy. Wszystkie zwierzęta zginęły w oborach. Na ciele miały cięte rany, które zostawiają drapieżniki z rodziny dzikich kotów. Lekarze weterynarii wskazali, że jedną z przyczyn mógł być atak innego drapieżnika, prawdopodobnie z rodziny kotów, ale nic więcej nie potrafili określić - powiedział reporterowi RMF FM Marcinowi Buczkowi rzecznik policji w Prudniku:

Jak dodał, nigdy nie zdarzyło się, żeby drapieżnik atakował ludzi. Policjanci dostali amatorskie zdjęcia zrobione przez jednego z mieszkańców wsi oddalonej od Mokrej o 20 kilometrów. Zdjęcia zrobiono jeszcze przed atakami. Są niezbyt wyraźne, ale widać na nich zwierzę, które przypomina kota dużych rozmiarów.

Na pewno nie ma informacji o ewentualnej ucieczce drapieżnika z cyrku, ogrodu zoologicznego, czy hodowli. Nie sposób jednak wykluczyć, że zwierzę przywieziono do Polski nielegalnie, a potem je wyrzucono, bądź samo uciekło. Drapieżnik bez problemu pokonywał zabezpieczenia i dostawał się do obór, co może sugerować, że miał kontakt z człowiekiem i żył w jakimś gospodarstwie. Więcej zapewne będzie wiadomo po analizie zdjęć, jakie dostała policja. Zdjęcia w najbliższych dniach mają trafić do specjalistów, którzy mają ustalić co to za zwierzę.