"Granice naszych możliwości zostały już przekroczone. Bez systemowych zmian groźba załamania wysokospecjalistycznego leczenia pediatrycznego staje się bardzo realna" - pisze w dramatycznym liście do rządu Prezes Stowarzyszenia Dyrektorów Szpitali Klinicznych doktor Maciej Kowalczyk, szefujący szpitalowi pediatrycznemu w krakowskim Prokocimiu. Tylko u nas możecie przeczytać pełną treść tego pisma.

Problemy finansowe grożące załamaniem działalności dotyczą większości wysokospecjalistycznych szpitali pediatrycznych - pisze w liście dyrektor krakowskiego szpitala. Granice naszych możliwości zostały już przekroczone. Wprowadzenie dodatkowych restrykcji zagraża bezpieczeństwu pacjentów i spotka się z kategoryczną odmową fachowego personelu - podkreśla.

Kowalczyk twierdzi, że tezy o złym zarządzaniu i konieczności restrukturyzacji specjalistycznych szpitali są krzywdzące dla pracujących tam lekarzy. Jego zdaniem takie stawanie sprawy prowadzi do pomijania podstawowych przyczyn dramatycznej sytuacji zadłużonych placówek.

Możliwości działań oszczędnościowych w ramach naszych szpitali są znikome - ostrzega dyrektor krakowskiego szpitala. Bez systemowych zmian uwzględniających pokrycie rzeczywistych kosztów, które w leczeniu naszych pacjentów musimy ponosić, groźba załamania wysokospecjalistycznego leczenia pediatrycznego staje się bardzo realna - podkreśla. Apeluje też o wprowadzenie tzw. bonusu uniwersyteckiego. Trzeba zwiększyć automatycznie finansowanie wszystkich wykonywanych tu procedur np. o 20 procent - wyjaśnia.

Według Kowalczyka, bez koniecznych reform dramatyczna sytuacja szpitali specjalistycznych z roku na rok będzie się jeszcze pogarszać.

Specjalistyczne placówki toną w długach

Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie-Prokocimiu, którego szef napisał list do premiera, ma już 30 mln zł długu. Zdaniem pracujących tam specjalistów, leczenie małych pacjentów jest o 20 procent droższe niż osób dorosłych. Niestety, tego faktu ciągle nie zauważa NFZ. Ceny wysokospecjalistycznych świadczeń pediatrycznych powinny być o 20 proc. wyższe, by pokrywać rzeczywiste koszty leczenia. Należałoby również znieść limity - twierdzi dyrektor Maciej Kowalczyk. Nie możemy zostawić dzieci bez pomocy i w ten sposób co roku mamy nadwykonania, za które NFZ nam nie płaci - dodaje.

Inny specjalistyczny szpital, który tonie w długach, to warszawskie Centrum Zdrowia Dziecka. Jego szef Janusz Benedykt Książyk wystosował w środę apel o pomoc do premiera, ministra zdrowia, prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia oraz parlamentu. Podkreślił w nim, że sytuacja placówki jest bardzo zła i ma ona poważne problemy z płynnością finansową. Stwierdził też, że głównym powodem jej zadłużenia jest niska wycena przeprowadzanych zabiegów. Po tym apelu dyrektor mazowieckiego oddziału NFZ Mirosław Jeleniewski ogłosił, że za kilkanaście dni Centrum Zdrowia Dziecka dostanie 5,5 mln zł za nadwykonania. Niestety, ta suma nie zmieni dramatycznej sytuacji szpitala zadłużonego na 200 mln złotych.

Z podobnym problemami zmaga się stołeczny Szpital Bielański. Jego problemy finansowe również wynikają ze zbyt niskiej wyceny świadczeń medycznych. Wycena NFZ nie uwzględnia niczego poza kosztem pracy personelu medycznego. Nie uwzględnia tego, że musimy w czymś i na czymś pracować - oburza się dyrektor szpitala Dorota Gałczyńska-Zych.W pierwszym półroczu Szpitalny Oddział Ratunkowy tej placówki wygenerował straty rzędu 2 mln złotych. Kłopotem są również nadwykonania, za które nikt nie chce płacić. Chodzi w sumie o 12 mln złotych.

NIK alarmuje: Szpitale marnują pieniądze

Z szesnastu flagowych szpitali-instytutów podległych Ministerstwu Zdrowia tylko jeden nie przynosi strat - informuje "Gazeta Wyborcza". Kontrola NIK wykazała, że specjalistyczne placówki mają problemy finansowe, bo resort zdrowia na to pozwala.

Główne zarzuty NIK-u są podobne do tych, które formułują szefowie specjalistycznych placówek. Chodzi przede wszystkim o to, że Narodowy Fundusz Zdrowia za mało płaci za leczenie. Kontrolerzy zwracają tez uwagę na to, że specjaliści o najwyższych kwalifikacjach kosztują. Podkreślają również, że wygrodzenia pracowników szpitali nie były powiązane z wynikami finansowymi placówek. Rozdawano premie i nagrody pracownikom szpitali, które generowały straty.